Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dylemat: spalać czy sortować?

Izabela Kraj 02-04-2012, ostatnia aktualizacja 02-04-2012 23:46

Startuje publiczna dyskusja o śmieciowej rewolucji, jaka czeka warszawiaków. Czy ta rewolucja sprowadzi się tylko do płacenia podatku?

autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa

Dziś w Pałacu Kultury i Nauki odbędzie się pierwsza publiczna dyskusja o tym, jak w stolicy ma wyglądać nowy system zagospodarowania odpadów.

Warszawę od połowy przyszłego roku czeka „śmieciowa rewolucja".

Jednak słyszymy coraz więcej sceptycznych opinii ekspertów, przedstawicieli firm zajmujących się odpadami czy stołecznych samorządowców, że ta „rewolucja" może polegać głównie na pobieraniu od mieszkańców stałej miejskiej opłaty.  A śmieci i tak – tak jak dziś –  będą trafiać albo na wysypiska, albo do spalenia.

– A przecież zgodnie z unijnymi normami jak największa ilość odpadów powinna być sortowana i odzyskiwana – zwraca uwagę Dariusz Figura, szef komisji ochrony  środowiska w Radzie Warszawy, który zainicjował dzisiejsze spotkanie.

Mieszkańcy stolicy produkują rocznie między 700 a 800 tys. ton odpadków. Jednak to tylko dane na papierze. Część „znika" ze statystyk, bo wywożona jest nielegalnie. Dziś tej szarej strefy nikt nie kontroluje.

Warszawscy urzędnicy mają ambicje, by to zmienić.

– Zależy nam na takim systemie, który pozwoli od początku do końca zweryfikować, ile śmieci wjeżdża do danej instalacji, ile jest odzyskanych, a ile przetworzonych – stwierdza wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak.

Jednak nie przewiduje, by nastąpiło to „od zaraz". Mieszkańcy będą płacić śmieciowy podatek od lipca 2013 r.

144 firmy zajmują się dziś odbiorem śmieci od warszawiaków, recyklingiem lub składowaniem

– Na  spełnienie wymogów unijnych i przepisów nałożonych na samorządy przez nową ustawę o utrzymaniu czystości Warszawa potrzebuje co najmniej ośmiu lat –  szacuje wiceprezydent.

Żeby zagospodarować realną ilość śmieci, stolica potrzebuje instalacji, które mogłyby przerobić ponad milion ton.

Dziś Warszawa ma zapchaną spalarnię odpadów na Targówku (przyjmuje ok. 70 tys.) .  Na Bielanach funkcjonuje prywatna sortownia śmieci Byś – choć może przyjąć rocznie 150 tys. ton, jest niewykorzystana w pełni, bo  jest zbyt droga.

Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania z kolei ma własną kompostownię na Radiowie i  wysypisko. Warszawskie śmieci wywozi też na wysypiska do Mławy i Otwocka.

Swoją kompostownię zamierza budować firma Remondis.

Żeby jednak jakikolwiek nowoczesny zakład mógł powstać, miasto powinno zagwarantować przedsiębiorcom tzw. strumień odpadów .

Dziś firmy boją się, że  rynek zmonopolizuje miejska spółka MPO, która dysponuje własnymi zakładami. A miejscy urzędnicy wybiorą najtańszy sposób pozbycia się śmieciowego problemu, czyli... palenie wszystkiego, co się da, w spalarni.

A to, czego się nie da, będzie składowane na wysypisku. Np.  właśnie rekultywowanej górze na Radiowie.

Dziś przedstawiciele firm działających na warszawskim rynku (a zarejestrowanych jest ich aż 144) zamierzają pojawić się w Pałacu Kultury.

– Chcemy usłyszeć wreszcie, jak władze miasta planują poradzić sobie ze śmieciami  – mówią prezesi największych spółek.  – Choć  nie spodziewamy się sensacji – przyznają.

Przedsiębiorcy mają świadomość, że od decyzji urzędników zależy „być albo nie być" na rynku dla wielu z nich.

Szansę na przetrwanie w biznesie mają ci, którzy zainwestują  w budowę nowoczesnych kompostowni czy sortowni.

Wiceprezydent Warszawy  Jarosław Kochaniak studzi emocje.  – Jesteśmy dopiero na początku dyskusji. Radni przed podjęciem decyzji powinni nauczyć się tego tematu, by potem móc wyważyć, co jest  dobre dla mieszkańców i dla miasta, a co korzystne dla przedsiębiorców. Bo interesy są tu rozbieżne – zwraca uwagę.

Dlatego – jak zapowiada – kolejne rozmowy  nad ostatecznym modelem powinny się toczyć już poza obecnością przedstawicieli biznesu, w zaciszu gabinetów.

Powiedzieli dla „ŻW"

Grzegorz Czechoński | dyrektor Remondis Warszawa

Dawno nie widziałem takiego bubla prawnego jak nowa ustawa śmieciowa. Te przepisy mają się nijak do rzeczywistości. Nie spodziewam się zatem, że oprócz zmiany sposobu płacenia za śmieci w gospodarce odpadami w stolicy cokolwiek zmieni się na lepsze. To zależy od tego, jak urząd miasta wyobraża sobie docelowy model zarządzania odpadami. Jeśli ratusz będzie ogłaszał przetargi tylko na odbiór odpadów i jedynym kryterium będzie cena, nasza firma przestanie istnieć. Bo nie wygramy z tanimi firmami, które wyrzucają śmieci do dołów.

Wojciech Byśkiniewicz | prezes firmy Byś

Najbardziej boję się działań urzędu miasta, które doprowadziłyby do zmonopolizowania rynku przez miejską spółkę MPO. Ratusz powinien stwarzać przedsiębiorcom równe warunki do budowy nowoczesnych instalacji, a tymczasem warszawskie śmieci jadą na wysypiska i do spalarni, a o odzysku się nie myśli. Nasza sortownia odpadów mogłaby przyjmować 150 tys. ton śmieci, tymczasem nie jest nawet w połowie wykorzystana. Mam nadzieję, że urzędnicy wypracują taki system, który pozwoli docenić odzysk odpadów.

Sławomir Michalak | prezes spółki  MPO

Jako prezes miejskiej spółki muszę być optymistą i wierzę, że zapisy ustawy i wymogi unijne uda się w stolicy zrealizować. Przygotowujemy się do tego m.in. planując rozbudowę spalarni odpadów na Targówku czy modernizując kompostownię na Radiowie.  Nie ma obaw, że zmonopolizujemy warszawski rynek śmieci. Przecież oprócz naszych instalacji powstaną nowe. Konkurencyjne firmy też występują o decyzje środowiskowe. Do zagospodarowania będzie milion ton śmieci, a to oznacza, że praca będzie dla wielu firm.

Mariusz Rajca | prezes spółki eksperckiej TITECH

Dziś problem Warszawy to brak szczelności przepływu odpadów, brak kontroli, ale też brak świadomości skali problemu u decydentów. W ciągu 8 lat stolica będzie musiała 20 – 25 proc. z miliona ton odpadów przekazywać do recyklerów. Zatem spalarnia musi być ostatnią częścią systemu, a nie podstawą. Podstawa to system zbierania odpadów, instalacje do odzysku i biologicznego przetwarzania, czyli odzysk i recykling. Mam nadzieję, że te proporcje nie zostaną odwrócone. Stawianie na spalarnię byłoby błędem.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane