Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przez nauczycieli mogli stracić nawet życie

ak, Paulina Głaczkowska 04-02-2008, ostatnia aktualizacja 05-02-2008 22:49

Kilka godzin trwała akcja ewakuacji uczniów i nauczycieli z Zespołu Szkół nr 7 przy ul. Chłodnej, którzy w nocy z niedzieli na poniedziałek utknęli pod Tarnicą, najwyższym szczytem polskich Bieszczad. Trzy osoby trafiły do szpitala.

autor: Klimkiewicz Rafał
źródło: Fotorzepa
źródło: Życie Warszawy

To miała być zwyczajna wycieczka. W niedzielę rano 20 licealistów ze stolicy z trzema opiekunami rusza w góry. Nie mają odpowiedniego obuwia i ciepłych kurtek. Termometr pokazuje kilka stopni poniżej zera. W wysokich partiach gór leży od 20 do 60 cm śniegu. Wieje silny wiatr. Po kilku godzinach marszu grupa dociera do Przełęczy Bukowskiej. Czwórka uczniów nie ma siły iść dalej. Są wycieńczeni i zmarznięci. Opiekunowie decydują się na najgorsze rozwiązanie: na przełęczy z uczniami zostaje jeden z nich, pozostali wędrują dalej.– Około godz. 14 dostaliśmy wezwanie od uwięzionych na Przełęczy Bukowińskiej – relacjonuje Andrzej Małka, ratownik GOPR. – Natychmiast ruszyliśmy im na pomoc.

Ratownicy docierają do turystów ok. godz. 17. Zaczynają sprowadzać ich na dół. W tym czasie pozostała grupa dociera do Przełęczy Goprowskiej. Mają za sobą wejścia na Rozsypaniec, Halicz oraz trudny trawers Krzemienia. Nie mają siły iść dalej. Dzwonią po pomoc. Ich wezwanie dociera do ratowników kwadrans przed godz. 18.

– Nie mieliśmy pojęcia, że piątka, którą sprowadzamy, jest tylko małą częścią większej grupy – mówi Małka. – Opiekunowie zlekceważyli sytuację i poszli dalej z resztą licealistów. Po turystów rusza 23 ratowników, siedmiu funkcjonariuszy straży granicznej i kilku pracowników Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na Przełęcz Goprowską docierają ok. godz. 21. – Akcja była trudna. Część grupy musieliśmy sprowadzać na przełęcz ze zbocza Krzemienia – opowiada Małka. – Ostatnią osobę sprowadziliśmy na dół o godz. 2 w nocy.

Trójka uczniów trafiła do szpitala w Ustrzykach Dolnych. – Na szczęście nic nie zagraża ich życiu. Byli wyziębieni. Jeden z nastolatków ma lekkie odmrożenia stóp – tłumaczy Marek Kęska, dyrektor szpitala. Okazało się, że grupa wybrała się w góry bez przewodnika. Tymczasem, zgodnie z przepisami, zorganizowana grupa powyżej 10 osób, która wybiera się w góry powyżej granicy 1000 m n.p.m., musi go wynająć. – To był bardzo duży błąd – mówi Andrzej Małek. – Poza tym grupa wybrała się na trudny szlak bez przygotowania. Uczniowie nie mieli odpowiednich ubrań. W górach o tej porze roku jest bardzo dużo śniegu.

Wojciech Wespołkin, przewodnik z 20-letnim doświadczeniem przyznaje, że nauczyciele zignorowali zagrożenie. – Bieszczady są bardzo nieprzewidywalne. Pogoda zmienia się z minuty na minutę. Bez odpowiedniego przygotowania można doprowadzić do tragedii – tłumaczy Wespołkin. – W tym przypadku, na szczęście, skończyło się na strachu.Barbara Antczak, dyrektor szkoły, z której była wycieczka, mówi, że nie wie, dlaczego opiekunowie nie zabrali ze sobą przewodnika. – Będę musiała wyjaśnić sprawę i wyciągnąć wobec nich konsekwencje – tłumaczy.

[Rozmowa] Przewodnik potrafi przewidywać zagrożenia i reagować na nie

Z Adamem Maraskiem, zastępcą naczelnika TOPR, rozmawia Paulina Głaczkowska.

Dużo grup zorganizowanych wybiera się w góry bez przewodników?

Na szczęście nasza świadomość, że przewodnik w górach jest potrzebny, wzrasta. W Tatrzańskim Parku Narodowym to, czy wycieczka ma przewodnika, sprawdzają strażnicy i pracownicy parku. Oczywiście nie każdą grupę, ale weryfikacja jest. Przewodnik nie tylko prowadzi odpowiednim szlakiem, ale potrafi również przewidywać i reagować na zagrożenia.

Nauczyciel też może być doświadczony...

To, że ktoś chodzi po górach, nie oznacza, że bez ryzyka może zabrać ze sobą np. grupę uczniów. Większość z nas umie liczyć, ale to nie znaczy, że każdy z nas może zostać matematykiem.

Ile kosztuje wynajęcie przewodnika?

Stawki wahają się od 200 do 800 zł w zależności od trudności i długości trasy. Wycieczki szkolne płacą ok. 350 złotych za 10 godzin.

A ile kosztuje przeprowadzenie akcji ratunkowej?

Wszystko zależy od tego, ile osób brało w niej udział i jakiego sprzęt użyto. Do ewakuacji młodzieży z Bieszczad zaangażowano w sumie ponad 40 osób. Ratownicy za godzinę pracy otrzymują ok. 20 zł. Do tego trzeba doliczyć jeszcze koszty paliwa i użycia specjalistycznego sprzętu. Myślę więc, że akcja ta kosztować będzie GOPR kilkanaście tys. złotych.

LICEALIŚCI ZGINĘLI POD RYSAMI PRZEZ GŁUPOTĘ NAUCZYCIELA

28 stycznia 2003 roku lawina, która zeszła spod Rysów, zabiła ośmioro spośród

13 uczestników wycieczki z Uczniowskiego Klubu Sportowego Pion, działającego przy I LO w Tychach. Siedmioro uczniów i opiekun utonęło w Czarnym Stawie pod Rysami. Był to najtragiczniejszy wypadek w polskich górach.

W dniu wypadku obowiązywał drugi, w czterostopniowej skali, stopień zagrożenia lawinowego. Pomimo tego że poprzedniej nocy padał mokry śnieg, nauczyciel geografii i opiekun wycieczki Mirosław Sz., nieposiadający żadnych uprawnień przewodnika wysokogórskiego, poprowadził uczniów na wycieczkę w góry. Nie zaangażował również przewodnika, który musi być obecny podczas wyprawy z tak liczną grupą. Uczestnicy wędrowali w zbyt małych odstępach, byli źle wyposażeni. Dla większości z nich była to pierwsza wyprawa w Tatry zimą.

Poszukiwanie ciał uczestników wyprawy zakończyło się dopiero po czterech miesiącach – 17 czerwca 2003 roku. Zwłoki ostatnich ofiar wydobyto z dna Czarnego Stawu. Przy jednej z nich znaleziono aparat fotograficzny, a w nim zdjęcia młodych ludzi w schronisku nad Morskim Okiem i z samej wyprawy w góry, zrobione chwilę przed wypadkiem.

W marcu 2005 roku katowicki sąd okręgowy skazał opiekuna wycieczki na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sąd uznał, że nie da się udowodnić, by opiekun i uczestnicy wyprawy sami podcięli lawinę, a więc nie można mówić o związku przyczynowym między śmiercią uczestników wycieczki a zachowaniem oskarżonego. Wyrok zaskarżyła prokuratura. W listopadzie 2005 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach uchylił wyrok. W ponownym procesie nauczyciel dobrowolnie poddał się karze. W kwietniu 2006 r. sąd skazał go na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery. Zakazał mu też organizacji jakichkolwiek wypraw i wycieczek.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane