Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kiedy przyjdą rozwalić twój dom…

Maciej Miłosz, Piotr Szymaniak 16-12-2009, ostatnia aktualizacja 17-12-2009 21:08

Ogłuszający ryk silnika, potem huk i walący się sufit. W ciągu godziny Lewandowscy stracili dorobek życia. Dlaczego? Nowy właściciel wykorzystał bałagan w dokumentach gminy i powiatu.

Byłem wtedy w kotłowni. Nagle usłyszałem rumor, jakby czołgi nadjeżdżały. Wyleciałem na zewnątrz, a tam dwóch zamaskowanych ludzi wykręciło mi ręce. Dostałem po nerkach i wyprowadzili mnie na drogę – wspomina Krzysztof Lewandowski.

Na posesję przy ul. Tolińskiej bez żadnego ostrzeżenia, rozwalając płot, wjechały koparka i spychacz. Za maszynami na podwórko wtargnęło ok. 20 osiłków. – Gdybym nic nie usłyszał, to pewnie umarłbym pod gruzami – podsumowuje pan Krzysztof. W tym czasie Lewandowska była w sklepie, a ich córka – w szkole.

Dramat rozegrał się 2 grudnia ok. godz. 14. Wszystkiemu przyglądał się Michał Owsiewski, syn nowej właścicielki działki, który nadzorował całą akcję. Gdy sąsiedzi Lewandowskich zawiadomili policję, powiedział funkcjonariuszom, że prowadzi prace rozbiórkowe, i przedstawił im pozwolenie wydane przez starostwo powiatowe.

– Policjanci poprosili o wstrzymanie dalszych wyburzeń. Owsiewski jednak domagał się w zamian, by stróże prawa wzięli osobistą odpowiedzialność za ewentualne wypadki na niezabezpieczonej posesji – relacjonuje Wiktor Lach z „Tygodnika Regionalnego”, który pierwszy opisał sprawę. – Do tego zaczął ich nagrywać na dyktafon, co ostatecznie zbiło mundurowych z tropu. Policjanci nie przerwali rozbiórki. Prace wstrzymano dopiero po dwóch godzinach, po przybyciu na miejsce prokuratora.

Kupa gruzu, połamane deski, a pomiędzy nimi potłuczone talerze – tak wygląda dziś dom, w którym mieszkali Lewandowscy. Teraz koczują w budynku dawnego przedszkola. W szatniach dla dzieci. Na ścianie dyplomy za osiągnięcia córki w kółku teatralnym (wyciągnięte spod gruzów), na podłodze karton z makaronem, cukrem i dżemem. – Straciliśmy wszystko – mówi zrozpaczony Lewandowski.

Kupili bez aktu

Jak to możliwe, że w XXI wieku nagle jeden człowiek wjeżdża koparką drugiemu do domu, a policja nie reaguje? Aby to wyjaśnić, trzeba się cofnąć w czasie.

W 1975 roku Krzysztof Lewandowski kupuje od Zbigniewa Hermana działkę z domem w Otwocku. Jak zapewnia Lewandowski, płaci za nią ponad 200 tys. ówczesnych złotych. Na umowie kupna-sprzedaży wpisano adres nieruchomości: Tolińska 15. Kłopot w tym, że umowy nie potwierdzono przed notariuszem.

W 1977 roku urząd miasta w Otwocku na podstawie umowy kupna-sprzedaży zameldował Lewandowskich pod adresem Tolińska 15 (obecnie zameldowane są tam cztery osoby). Wszystkie kolejne umowy na media (gaz, prąd itd.) podpisywane były na Tolińską 15. Problem polega na tym, że w ewidencji gruntów w Starostwie Powiatu Otwockiego Tolińska 15 nie istnieje, dom Lewandowskich mieści się przy ul. Tolińskiej 5. Równolegle funkcjonują dwie różne numeracje – miejska i powiatowa.

Lata 90. Aby stać się pełnoprawnym właścicielem (bez aktu notarialnego formalnie nieruchomość nadal należała do Hermanów), Lewandowscy zakładają sprawę o zasiedzenie. Są już po rozwodzie, więc sąd rejonowy rozpatruje roszczenia małżonków oddzielnie. Zofii przyznaje część nieruchomości, Krzysztofowi – nie. Spadkobiercy dawnego właściciela Zbigniewa Hermana wnoszą apelację. Sąd kolejnej instancji przyznaje im rację i uchyla poprzedni wyrok. Teraz to prawnicy Zofii Lewandowskiej się odwołują – sąd ma wydać ostateczne orzeczenie w styczniu 2010 roku.

2006 rok. Hermanowie, którzy procesują się z Lewandowskimi, chcą sprzedać działkę miastu za 250 tys. zł. Urząd Miasta Otwocka nie skorzystał z oferty.

2009 rok. Mieczysław Herman sprzedaje działkę o powierzchni ponad 2300 mkw. Ewie Owsiewskiej za kwotę o wiele mniejszą, niż proponował w 2006 r. W akcie notarialnym napisane jest, że w sprzedawanym domu są zameldowane cztery osoby. Nie ma natomiast dokładnego adresu nieruchomości, a tylko numer ewidencyjny działki.

Dwie różne numeracje tej samej nieruchomości wykorzystują nowi właściciele. Syn Ewy Owsiewskiej Michał zgłasza w starostwie powiatowym rozbiórkę budynku przy ul. Tolińskiej 5. Dołącza do tego zaświadczenie z UM Otwock, że pod tym adresem nikt nie mieszka (Lewandowscy zameldowani są przecież pod numerem 15). Starostwo zgadza się na rozbiórkę.

Grudzień 2009 roku. Zaopatrzony w komplet dokumentów Michał Owsiewski przystępuje do rozbiórki. Mieszkających tam Lewandowskich o niczym wcześniej nie informował, a ci trafiają na bruk i czekają na obiecane przez powiat mieszkanie zastępcze.

Kto zawinił

– Zostało wszczęte postępowanie w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia – mówi Renata Mazur, rzecznik otwockiej prokuratury. Z kolei urząd miasta w Otwocku nie poczuwa się do winy. – Zgodnie z prawem, obowiązek sprawdzenia właściwej numeracji porządkowej należy do właściciela nieruchomości – mówi rzeczniczka Olga Wileńska.

– Jeśli chodzi o niejasności z ludźmi, którzy walczyli o zasiedzenie, to jesteśmy na etapie negocjowania porozumienia. Tyle mam w tej sprawie do powiedzenia – mówi syn właścicielki Michał Owsiewski.

Jak sprawę komentuje ekspert? – Postępowanie pana Owsiewskiego nie było zgodne nie tylko z przepisami prawa karnego, ale przede wszystkim z zasadami współżycia społecznego. Dlatego wszczęcie śledztwa przez prokuraturę w tej sprawie wydaje się jak najbardziej uzasadnione – mówi Karolina Zyguła, adwokat specjalizująca się w nieruchomościach.

– W ustroju demokratycznym monopol na przemoc ma państwo. Obywatel nie może sam wymierzać sprawiedliwości, a spory rozstrzygane powinny być na drodze sądowej – mówi Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, która zajmuje się prawami lokatorów. – Co więcej, nie wystarczy dysponować wyrokiem, ale jeszcze klauzulą wykonalności, w tym przypadku tytułem egzekucyjnym, który wykonuje komornik. Jeśli odejdziemy od tych cywilizowanych zasad, to mamy Dziki Zachód, jak w Otwocku. Ikonowicz krytykuje też mundurowych. – Policja, widząc akt notarialny i właściciela, głupieje.

– To jest skandaliczne zachowanie urzędników, które mogło doprowadzić do śmierci człowieka – oburza się Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. – Konsekwencje powinni ponieść ci, którzy wydawali tę decyzję jej nie weryfikując, i ci, którzy dopuścili do takiego bałaganu w ewidencji – dodaje.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane