Szkielet na placu osiągnął pełnoletność
Budowa biurowca przy pl. Politechniki przypomina utwory Mrożka. Od 18 lat inwestor uchyla się od płacenia kar, samowolnie modyfikuje projekt i nic nie można mu zrobić.
Możemy tylko zastanawiać się, co się pierwsze skończy: budowa na pl. Politechniki czy „Moda na sukces”. Ja obstawiam to drugie – mówi jeden z miejskich urzędników.
Trwającą od 1992 r. budową gmachu na rogu ul. Nowowiejskiej i Śniadeckich zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Sprawdziła, czy warszawskie urzędy właściwie sprawują nad nią nadzór. Okazało się, że nie.
A zaczęło się od tego, że 18 lat temu burmistrz Śródmieścia i prezydent Warszawy podpisali ze Spółdzielnią Budowlano-Mieszkaniową Bratniak porozumienie. Ustalono w nim, że budowa biurowca zacznie się w sierpniu 1992 r., a skończy 31 grudnia 1993 r. Za opóźnienia przewidziano kary. Ponieważ budowa cały czas trwa, za 16-letnie spóźnienie spółdzielnia zalega miastu – jak wyliczyła NIK – 192 tys. zł.
O pieniądze upomniał się zarząd Śródmieścia. Inwestor uznał jednak, że roszczenie jest bezzasadne, i odrzucił je.
– My uważamy inaczej i w najbliższych dniach planujemy skierować sprawę do sądu – mówi wiceburmistrz dzielnicy Marcin Rzońca.
Zapłacę albo nie
Mniej determinacji wykazały urzędy zarządzające stołecznymi drogami. Jak ustaliła NIK, zarówno Zarząd Dróg Miejskich, jak też Zarząd Terenów Publicznych poniosły straty z powodu opieszałości w ściganiu należności od spółdzielni.
Na przykład w marcu 2006 r. kontrolerzy ZTP zauważyli, że spółdzielnia bezprawnie zajęła część pasa drogowego. Po czterech miesiącach urząd zwrócił się więc do delegatury Biura Naczelnego Architekta Miasta z pytaniem, do kogo należy ziemia, mimo że – jak ustaliła NIK – miał takie informacje i mógł się zwrócić do inwestora bezpośrednio. Kary naliczane były dopiero od momentu doręczenia pisma, więc ZTP stracił ponad 33 tys. zł.
NIK ustaliła też, że w latach 2006 – 2009 dyrektor ZTP wydał spółdzielni Bratniak 11 decyzji na zajęcie pasa drogowego ul. Śniadeckich. Tylko w jednym przypadku opłata została wniesiona w terminie. W pozostałych opóźnienie wahało się od 47 do 327 dni. – Wszystkie zaległości zostały już zapłacone, podczas kontroli NIK brakowało tylko jednej wpłaty – za fakturę, która została wystawiona niedawno – mówi dyrektor ZTP Renata Kaznowska.
Z kolei Zarząd Dróg Miejskich w latach 1997 – 2009 za zajęcie pasa drogowego wystawił faktury i mandaty na 168 529 zł, z czego na rachunek ZDM wpłynęło tylko 42 proc. należnej kwoty. „Przyczyną niewyegzekwowania pozostałych należności w kwocie 97 518 zł były, zdaniem NIK, opieszałe i nierzetelne działania ZDM wobec podmiotów, które nie uiszczały stosownych opłat za zajęcie pasa drogowego” – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Urzędnicy ZDM zapewniają, że opóźnienia zostały już nadrobione, a winnym okazał się jeden z pracowników. – Przyznał się do tego i został ukarany – mówi rzecznik ZDM Urszula Nelken.
Kontrola pro forma
Budowę skontrolował też Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Znalazł szereg niezgodności z zatwierdzonym przez miasto projektem. Inwestor bez uzgodnień m.in. zwiększył powierzchnię zabudowy, wybudował dwa dodatkowe słupy i przestawił inne, przez co zwiększyła się powierzchnia na ośmiu kondygnacjach.
– Inwestor żadnych zmian nie uzgadniał z dzielnicą – mówi wiceburmistrz Rzońca.
Co ciekawe, podobna kontrola odbyła się w 2007 r. Nie znaleziono podczas niej żadnych nieprawidłowości.
NIK ustaliła, że inspektor, który ją przeprowadzał, przed rozpoczęciem nie zapoznał się z zatwierdzonym projektem budowlanym, ponieważ w PINB takiej dokumentacji nie było.
W toku kontroli nie dokonywał żadnych pomiarów, a brak odstępstw od projektu stwierdził tylko na podstawie dokumentacji przedstawionej przez inwestora i oświadczeń inspektora nadzoru. Na podstawie protokołu kontroli NIK nie udało się ustalić, z jakim projektem inspektor porównywał budowę.
Pozwolenie aktualne
Prawo budowlane mówi, że decyzja o pozwoleniu na budowę wygasa, jeżeli nie została ona rozpoczęta przed upływem dwóch lat od dnia, w którym decyzja ta stała się ostateczna lub budowa została przerwana na czas dłuższy niż dwa lata. Na podstawie tego przepisu („z uwagi na nierozpoczęcie i niewykonywanie przez inwestora robót budowlanych”) prezydent miasta dwukrotnie próbował wygasić pozwolenie. W obu przypadkach decyzję uchylał wojewoda.
– Inwestor jest bardzo sprytny – mówi jeden z urzędników miejskich. – A to płyty chodnikowe zerwie, a to hydrancik udrożni. Wystarczy, że zrobi cokolwiek raz na dwa lata, i już nie da się odebrać mu pozwolenia. Ze szkieletem próbowali walczyć też warszawscy posłowie. Interpelację w jego sprawie składał m.in. Paweł Poncyljusz. Okazało się, że nic nie da się zrobić.
– W świetle obowiązujących obecnie przepisów nie można nakazać inwestorowi zakończenia inwestycji w określonym terminie – odpowiedział mu wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński. – Inwestor ma prawo zakończyć budowę w wybranym przez siebie terminie, a skorzystanie z tego uprawnienia nie stanowi naruszenia przepisów prawa budowlanego.
Budynek ma mieć dziesięć kondygnacji, choć plan zagospodarowania przewiduje w tym rejonie domy co najwyżej siedmiokondygnacyjne. Powód? Inwestor zdobył pozwolenie przed wejściem planu w życie. Kiedy jego budowa się skończy? Tego nie wie nikt. Próbowaliśmy skontaktować się z inwestorem, lecz w biurze przy ul. Śniadeckich nikt nie odbierał telefonu.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.