Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pupile zostały same

Natalia Bet, Janina Blikowska 13-04-2010, ostatnia aktualizacja 14-04-2010 21:11

Kot Rudolf oraz sunia Lula prezydenckiej pary na razie zostały w Pałacu Prezydenckim. – Znajdziemy miejsce, gdzie będzie im dobrze – mówią urzędnicy z kancelarii.

Rudolf ze swoim panem. Poznali się, gdy kot brał udział w kweście na rzecz zwierząt ze schroniska
autor: Wojciech Jakubowski
źródło: KFP
Rudolf ze swoim panem. Poznali się, gdy kot brał udział w kweście na rzecz zwierząt ze schroniska

Maria i Lech Kaczyńscy zawsze kochali zwierzęta i okazywali to na każdym kroku. – Wiele lat temu, jeszcze w Trójmieście, pod drzwiami znaleźliśmy małą, zabiedzoną istotkę. Natychmiast zaopiekowaliśmy się nią. Nie mieliśmy serca, aby zostawić ją bez opieki – mówiła nam rok temu Maria Kaczyńska.

Przyjaciele z ulicy

Gdy pięć lat temu Lech Kaczyński wygrał wybory, do Pałacu Prezydenckiego zabrał dwa koty: Rudolfa i Molly, oraz dwa psiaki: Tytusa i Lulę.

Zanim czarno-biały Rudolf trafił na prezydenckie salony, był podopiecznym stołecznego Schroniska na Paluchu. Placówka przy okazji wystawienia musicalu „Koty” w teatrze Roma przeprowadzała zbiórkę pieniędzy. Rudolf był maskotką akcji. I właśnie w teatrze wypatrzyła go Maria Kaczyńska.

– Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia – opowiadała Maria Kaczyńska.

Państwo Kaczyńscy zmienili imię kota. Z Pana Prezesa stał się Rudolfem. Na cześć jednego z ulubionych aktorów pani Marii. – Kot jest tak piękny jak Valentino – zachwycała się prezydentowa.

Szarobura kotka Molly wsiadła do samochodu, którym Lech Kaczyński miał jechać do Warszawy. Zaniósł ją do domu, w którym natychmiast zaprzyjaźniła się z Rudolfem. Molly, trzy razy mniejsza, tak ustawiła sobie kocura, że nie miał odwagi wejść na swoje posłanie. Natomiast Lula, łaciata kundelka na krótkich nóżkach, błąkała się przez kilka dni po stacji benzynowej w Mławie. Wycieńczoną psinę Lech Kaczyński zabrał do domu w Sopocie. Jedynie Tytus – czarny terrier szkocki – był zwierzakiem kupionym. To właśnie dzięki Tytusowi amerykańska para prezydencka – Laura i George W. Bush podczas wizyty na Helu – poczuła się jak u siebie w domu. Terrier wyglądał identycznie jak ulubieniec Amerykanów – Barney.

Mimo że niemal każde ze zwierzaków przeżyło wcześniej traumatyczne chwile, to w domu Marii i Lecha Kaczyńskich stworzyły prawdziwą rodzinę. Psy z kotami żyły w zgodzie i codziennie na powitanie ocierały się noskami.

Nowy dom

Lech Kaczyński nigdy nie zapominał o bezdomnych czworonogach. Gdy został prezydentem Warszawy, powołał pełnomocnika do spraw zwierząt. Publicznie też popierał psie i kocie adopcje. W każdą zimę apelował do warszawiaków o uchylanie piwnicznych okien, by w pomieszczeniach mogły ogrzać się koty.

Jego działania docenili inni miłośnicy kotów. W ubiegłym roku wyróżnili go tytułem Kociarza Roku.

Maria Kaczyńska, nawet gdy została Pierwszą Damą RP, nie zrezygnowała z pomocy zwierzakom. W ubiegłym roku pojawiła się na otwarciu pierwszej w Polsce lecznicy dla bezdomnych kotów Koteria.

– Chętnie do nas przyszła. Spędziła dużo czasu, dopytując się, jak dbamy o koty – mówi Urszula Pluta z Koterii.

W tej chwili w Pałacu został Rudolf i Lula, bo Tytus i Molly odeszły w ubiegłym roku. Zwierzaki trafią albo do Marty Kaczyńskiej albo do Hanny Foltyn-Kubickiej, przyjaciółki rodziny Kaczyńskich.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane