Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Trzeźwienie kosztuje

Izabela Kraj, Anna Wittenberg 23-04-2008, ostatnia aktualizacja 24-04-2008 18:31

Ponad 40 mln zł zalegają miastu „goście“ izby wytrzeźwień. Oznacza to, że za pobyty na ul. Kolskiej 2/4 nie zapłaciło ok. 160 tys. osób. Za te pieniądze można by kupić np. 40 nowych autobusów.

autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
autor: Dobrzyński Jakub
źródło: Fotorzepa

Jak to się dzieje, że mimo tak ogromnego deficytu izba nadal działa? Utrzymuje ją miasto. W tym roku przyznano jej z budżetu 7,7 mln zł. Żeby zlikwidować 40-milionowe zadłużenie, każdy warszawiak musiałby wyłożyć z portfela 20 zł.

Skąd wzięły się tak wielkie straty? Wszystko rozbija się o bardzo małą ściągalność rachunków od jej klientów. Doba na Kolskiej kosztuje 250 zł, a za pobyt płaci ledwie co trzeci pacjent. Większość z nich stanowią bezdomni i bezrobotni. Rekordzista – mieszkaniec Bielan – nocował w warszawskiej izbie 170 razy. Pobyty, za które ani razu nie zapłacił, kosztowały podatników ponad 42 tys. zł.

W dodatku wiele osób przyjmowanych na stołeczną izbę nie mieszka w Warszawie – placówka jest jedną z dwóch, które pozostały na Mazowszu, i często przywożeni są do niej pacjenci z Legionowa, Marek, a nawet z bardziej odległych miejscowości. Poza stolicą i Płockiem wszystkie izby wytrzeźwień na Mazowszu zamknięto właśnie z uwagi na nierentowność. W całej Polsce zostało ok. 30 takich placówek (jeszcze sześć lat temu było ich o połowę więcej).

To się nie opłaca

– Naszą izbę zlikwidowaliśmy w lutym 2002 roku. Postępowania egzekucyjne prowadzone przez izbę skarbową toczą się jednak do dziś. Nierzadko opłaty za pobyt są umarzane, bo ich ściągnięcie jest niemożliwe – przyznaje Katarzyna Piechota, rzeczniczka Radomia.

Ze ściąganiem długów ogromne problemy mają także inne placówki – w Szczecinie płaconych jest ok. 30 proc. rachunków, w Poznaniu czy Pile jeszcze mniej – 12 – 25 proc.

Są jednak miasta, które ze ściąganiem zaległych opłat radzą sobie całkiem dobrze. Kraków egzekwuje połowę należności. Dług pacjentów wynosi tam nieco ponad 3 mln zł. Izba przyjmuje jednak tylko 30 pacjentów na dobę (Warszawa ponad cztery razy więcej) i jest najbardziej luksusową placówką tego typu w Polsce. Za 250 zł pensjonariusze mają całodobową opiekę lekarza, łazienkę, podłogowe ogrzewanie, kuloodporne szyby i monitorowane sale. Władze placówki zastanawiają się też nad puszczaniem muzyki relaksacyjnej trzeźwiejącym w tym lokalu osobom.

Co z nimi zrobić?

Dwa lata temu krakowscy radni chcieli zlikwidować izbę wytrzeźwień, ale skończyło się jedynie na planach.

Taką placówkę zamknięto natomiast w Gdyni. W Olsztynie z kolei przekształcono ją w Miejski Zespół Profilaktyki i Terapii Uzależnień, pełniący funkcję ambulatorium. Dlaczego? – Bo to była placówka rodem z PRL, nieprzystająca do obecnych realiów. Teraz jest taniej, nie ma też np. pasów, którymi trzeba mocować pijanych – ocenia Błażej Gawroński, dyrektor Zespołu.

Skomentuj artykuł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane