Okularnicy i wata cukrowa
Takie tłumy na Francuskiej zobaczyć można tylko raz do roku – w Święto Saskiej Kępy. Zanim zapadła cisza nocna, piknik „Piękni Dwudziestoletni – lata 60.” przyciągnął ponad 20 tys. warszawiaków.
Gości od południa witały pojazdy z Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach. Między syrenkami i wołgami stała dumnie biało-różowa czajka Gomułki. Skupieni wokół niej panowie prześcigali się w zachwytach. – Czuję się jak I sekretarz KC PZPR – śmiał się jeden, pozując do zdjęcia z... siedzenia kierowcy.
Jarmark przed Piknikiem
Samochodowi maniacy mogli sobie pozwolić na chwilę rozmarzenia bez rodziny. Ich pociechy oglądały spektakle teatru Rampa, a żony przechadzały się między kramami z ceramiką, biżuterią, zabawkami...
Wszystko w przystępnych dla proletariatu cenach. Hitem były miecze rodem z „Gwiezdnych wojen” i balony. – Myśmy takich nie mieli – mówiła mama 13-latka, patrząc na wzlatujące Shreki.
I dużych, i małych zachwyciły wielkie bańki mydlane, które unosiły się nad głowami. Kiedy pękały, tłum wyrażał niezadowolenie gremialnym „Uuuuuu...”.
Tych, którzy poczuli się głodni, zapraszały restauracje, kawiarnie i budki, oferując grillowane mięsa. – Takich dóbr za moich czasów nie było – komentowała elegancka pani z Mokotowa.
Maluchy najbardziej zaciekawiła „wata cukrowa z lat 60. dla poetów i dla dzieci”. Przy archaicznych maszynach produkujących unowocześnioną – różową i niebieską watę – ustawiały się kolejki.
Lokomotywą do STS
Tuż po godz. 14 rozpoczęły się spektakle i koncerty. Na początek aktorzy teatru Makata i Kliniki Lalek pokazali happening „Słodkie lata 60.”. Była to krótka historia tamtego czasu. Pojawiła się młodzież w czerwonych krawatach licząca na polityczną odwilż. Ich nadzieje rozwiały postaci w budzących grozę maskach, umundurowani szczudlarze i głos towarzysza Wiesława.
W finale metalowa „lokomotywa dziejów” powiozła jednak bohaterów w lepszą przyszłość. Parada zatrzymała się przy Obrońców, gdzie przez trzy godziny tłum słuchał piosenek Jonasza Kofty, Czesława Niemena i Studenckiego Teatru Satyryków, więc m.in. Agnieszki Osieckiej, której bliscy i przyjaciele byli na widowni.
– To nie było wtedy śpiewane na ludowo – szeptali 50-latkowie, kiedy ze sceny dobiegało „Oj dana dana, nie ma szatana”. – A „Kochankowie z Kamiennej” byli bardziej dramatyczni. Ale nowe aranżacje przypadły im do gustu.
Publiczność miała dylemat, bo w tym samym czasie Tomasz Raczek zapraszał do kina w lokaliku na rogu Berezyńskiej. Wiele osób wymykało się więc spod sceny, by zobaczyć m.in. „Wojnę domową”.
Kulminacją święta był koncert galowy. Wystąpili i młodzi wokaliści, i tuzy – Sława Przybylska, Iga Cembrzyńska czy Bogdan Łazuka. Widzowie śpiewali razem z nimi „Okularników”, „A ja mam swój intymny, mały świat” i „Miłość złe humory ma”. Swoje największe przeboje przypomnieli Skaldowie, w czym również wspierała ich widownia. A na koniec w liryczny nastrój wprowadził Francuską Maciek Maleńczuk.
Nocny taniec w deszczu
Kilka tysięcy osób mimo chłodu stało pod sceną. Przytulone pary tańczyły na ulicy, nie zauważając deszczu. Nie przeszkadzali im nawet mali naśladowcy Lucka Skywalkera i ich żywiołowe pojedynki na świetlne miecze.Kres imprezie położyła cisza nocna. Po godz. 22 Saska Kępa pożegnała gości, którzy przeszli Francuską na rondo Waszyngtona. Po drodze minęła ich samotna czarna wołga, po którą przyjechała laweta. Może w następne święto Saskiej będzie można bawić się dłużej.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.