Wieża
Ta budowla intrygowała mnie od dzieciństwa. Stojąca w centrum miasta wieża, bez nazwy i bez przeznaczenia. Przez pół wieku nie słyszałem o nikim, kto by na niej był. Właśnie udało mi się wejść na górę!
Ulicę Kubusia Puchatka zamyka od południa socrealistyczny budynek z wieżą – wypisz, wymaluj późnorenesansowy ratusz. Jednym przypomina Zamość, innym Lubań, a są i tacy, którzy doszukują się powinowactwa z krakowskim Kazimierzem. Nikt jednak nie wie, po co zbudowano ten obiekt. Nawet główny projektant tego osiedla – Zygmunt Stępiński – w swych wydanych w połowie lat 80. XX wieku wspomnieniach nader oszczędnie opisuje ten obiekt i nic nie wyjaśnia.
Zawrót głowy
Żeby dostać się na szczyt wieży, trzeba pokonać półkoliste schody, a potem wejść przez drzwi, nad którymi znajduje się pojedynczy balkon niczym z „Romea i Julii“. Ku naszemu zaskoczeniu – nie należy on do mieszkania, lecz do klatki schodowej. Potem idziemy dalej do góry, na ostatnim piętrze wchodzimy w drzwi, takie jak do innych mieszkań, i właśnie jesteśmy w wieży.
Jest ona niezabudowana, ale w samym centrum wokół stalowego słupa wiją się spiralne metalowe schodki. Niby niewysoko – trzy piętra, lecz można dostać zawrotu głowy. Na szczycie mamy konstrukcję przypominającą barokowe latarnie. Tworzące ją kolumny podobno są z betonu, ale to nie jest pewne, gdyż obłożono je blachą cynkową. To, co widzimy z ulicy, a więc poza kolumnami – zdobienia i gzymsy – to też tylko blacha. Całość znakomicie zachowana, co w przypadku tego rodzaju zdobień jest rzadkością w naszym mieście; pogratulować wspólnocie.
Widok z góry zaskakujący – jak w małym miasteczku – dachy, okna mansardowe, balkoniki... Powraca wciąż jedno pytanie – w jakim celu tę konstrukcję wzniesiono, skoro nawet mieszkańcy nie chodzą po wąskich, metalowych stopniach. Zdumiewającym jest fakt, że w czasie, gdy miasto miało problemy z budową mieszkań, a przede wszystkim z brakiem materiałów budowlanych, wydano decyzję o wystawieniu nikomu nieprzydatnej konstrukcji.
I na koniec ciekawostka: otóż w miejscu, gdzie znajduje się szczyt sklepienia, ktoś wyrył trójkąt z kropką w środku, przypominającą oko. Jednym kojarzyło się to ze znakiem WC, innym z symboliką dolara amerykańskiego, czyli z masonerią. Interesujące...
Jurydyka
Dom przypominający ratusz stanął około 1953 roku w miejscu, gdzie przed Powstaniem znajdowała się wielka kamienica. I nie było tam żadnych ulic – ani Tuwima, ani Baczyńskiego, ani Kubusia Puchatka. To jeden kwartał domów, których podwórkami można było dostać się ze ślepo zakończonej ulicy Górskiego do Wareckiej. I to jak znało się wszystkie przejścia. Po wojnie wyburzono oficyny dawnej zabudowy Nowego Światu i powstało pole do popisu dla architektów. Wybudowano miniosiedle ulicy Kubusia Puchatka z różnymi arkadowymi połączeniami między domami, zakończone wspomnianym budynkiem. Obok niego znajduje się przesunięta w osi uliczka Tuwima, z podcieniami niczym w miastach włoskich lub w Zamościu, jak kto woli.
Nad tym wszystkim góruje wieża, wystawiona – jak to ustaliliśmy – w rejonie dawnego ratusza jurydyki nowoświeckiej i być może symuluje tamtą budowlę, tylko że jest bardziej okazała. Zagłębiając się w przeszłość, natrafiliśmy na informacje, iż ratusz jurydyki znajdował się pod numerem hipotecznym 1255, zamienionym później na oznakowanie Nowego Światu – 47.
Jurydyka, czyli nibymiasteczko, niepodległe władzy miasta, rozciągało się mniej więcej wzdłuż ulicy Górskiego do stojącego obecnie Pałacu Kultury i dalej aż po Towarową. Co ciekawe, po drugiej stronie Nowego Światu, pod numerem 46, był ratusz jurydyki Ordynackiej.
Dziwne osiedle
Główny projektant – Zygmunt Stępiński – napisał kiedyś, że Kubusia Puchatka to miało być „wnętrze uliczne o bardzo kameralnym charakterze“. Na parterach domów znalazłyby się sklepiki, antykwariaty i saloniki z dziełami sztuki, a pod jezdnią wielki garaż! Niestety, socjalistyczna oszczędność nie pozwoliła na takie rozwiązanie – partery zajęte zostały przez mieszkania, a o garażu zapomniano. Jedynie wystawiono wieżę, na której znalazły się herb jurydyki nowoświeckiej i inne malunki, przypominające zegary słoneczne. Natomiast wokół budynku wyszykowano fryz, dziś ledwie widoczny. Sąsiednia ulica Tuwima dostała podcienie pozwalające mieszkańcom przejść sucho do sklepu spożywczego. I tu ciekawostka: za wczesnej komuny w podcieniach znajdował się sklep spożywczy dla dyplomatów. Czasy się zmieniły, firanki zniknęły z okien, ale sklep pozostał, tyle że dla wszystkich. Dziś nazywa się Dyplomatka.
Wspomniane ulice pod koniec 1954 roku obsadzono drzewami i zapomniano o tym miejscu. Tuwima, tak jak dawniej Górskiego, dalej jest ślepa, jedynie sąsiednia ulica Baczyńskiego pozwala na powolny przejazd w stronę Wareckiej. Podobnie ruch wygląda na wąskiej Kubusia Puchatka. Dziwne to miejsce.
Dodaj swoją opinię lub napisz na czytelnik@zw.com.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.