Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Piękne dziecko, erotyczne marzenie czy gwiazda większa od Chrystusa?

Agnieszka Rataj 21-04-2009, ostatnia aktualizacja 23-04-2009 17:45

Pierwsza część „Persony. Tryptyku” Krystiana Lupy to wyimaginowany portret Marilyn Monroe. Seksbomba Hollywood jest tu zagubioną kobietą, aktorką, która usiłuje rozpoznać własną tożsamość.

*Sandra  Korzeniak w przedstawieniu Lupy zmaga się nie tylko z problemami Marilyn Monroe, ale również  ze swoimi słabościami
źródło: Materiały Promocyjne
*Sandra Korzeniak w przedstawieniu Lupy zmaga się nie tylko z problemami Marilyn Monroe, ale również ze swoimi słabościami

Przedstawienie Lupy jest, po „Factory 2”, kolejną fantazją na temat ikony popkultury. Aktorki, która stała się symbolem seksu, kobiecości, ale i tragedii przedwczesnej śmierci.

Marilyn (Sandra Korzeniak) ucieka z Fabryki Snów i na trzy dni zaszywa się w opuszczonym studiu filmowym. Odmawia powrotu na plan zdjęciowy, kolejny raz przymierza się do roli Gruszeńki z „Braci Karamazow”.

Zostaje sama i samą siebie usiłuje rozpoznać. Ale jednocześnie nie potrafi uciec od własnego wizerunku. Nie bez powodu obok rozgrzebanego barłogu, gdzie sypia, stoi wielkie lustro. Przed nim umaluje usta. Nawet w samotności pozostanie więźniarką własnego ciała.

Za chwilę pojawią się ważne postacie z życia Monroe, przynosząc ze sobą różne wymagania. Aktorka zmagać się będzie z faktem, że dla nauczycielki aktorstwa Pauli Strasberg (Katarzyna Figura) jest gwiazdą większą od Chrystusa. Będzie musiała zauważyć, że ostatniego psychoanalityka Ralpha Greensona (Władysław Kowalski) łączy z nią toksyczna więź przypominająca niespełnione uczucie. W końcu będzie zmuszona pojąć, że dla dziwacznego stróża hali (Marcin Bosak) jest erotycznym marzeniem.

Może dlatego Marilyn tylko wobec fotografa i przyjaciela André de Dienesa (Piotr Skiba) pozostaje sobą – „pięknym dzieckiem”, jak nazywał ją Truman Capote. Pokazuje siebie światu, ale jednocześnie staje się nieosiągalna. Na zdjęciach nikt już nie może jej zranić.

„Persona...” przypomina alkoholowy sen, w który zapada Marilyn. Męczący, chwilami nudny, z rozbudowaną psychoanalizą dokonywaną przez samą aktorkę, również prywatnie, wobec Sandry Korzeniak. Ale też jest to sen, który mimo znużenia skupia uwagę widza, nie pozwala wyjść z tego świata, budzi uczucie podsłuchiwania ostatniego seansu terapeutycznego Monroe. Jej spowiedzi z całego życia. To gra z legendą, z naszymi oczekiwaniami wobec kolejnego przedstawienia Lupy, z prywatnością Korzeniak.

W ostatniej scenie Marylin wchodzi między ludzi, dziwną grupę wyznawców lub aktorów skupioną wokół Wielkiego Maga (Georgija Gurdżijewa, który ma być kolejnym bohaterem jednej z części „Tryptyku”). Znów sama, próbując tłumaczyć, jakiej prawdy szuka, zostanie przez nich złożona w ofierze. Spłonie jak piękna lalka. Może nigdy jej nie było.

– Oni wciąż czegoś od nas oczekują, a tu nic nie ma – mówi w pewnym momencie w stronę publiczności Piotr Skiba. Tak prowokacyjnie traktuje widzów Krystian Lupa.

„Persona. Tryptyk/Marilyn”, reż. Krystian Lupa, Teatr Dramatyczny, plac Defilad 1, tel. 022 656 68 44, najbliższy spektakl: dziś, godz. 19.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane