Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Gorsi od rezerw Chorwacji

Maciej Białek 16-06-2008, ostatnia aktualizacja 17-06-2008 20:42

Artur Boruc to za mało na wyjście z grupy Euro 2008. Polacy przegrali z Chorwatami 0:1 i z jednym punktem zajęli ostatnie miejsce w grupie. Czas wracać do domu...

autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

Okoliczności towarzyszące temu meczowi były niecodzienne. Rzadko w czasie Euro zdarza się, żeby kibice rywalizujących ze sobą drużyn... jednali się w imię nienawiści do wspólnego wroga. Tak było w poniedziałek w Klagenfurcie. Zarówno w centrum miasta, jak i pięć kilometrów dalej, pod stadionem, słychać było przede wszystkim jeden okrzyk kibiców z Polski i Chorwacji: „Deutschland, Auf wiedersehen!”.

Kibice z Bałkanów, których piłkarze zapewnili sobie już awans z pierwszego miejsca w grupie, sprawiali wrażenie, jakby ewentualna porażka w meczu z Polską była im... na rękę. „Poland, nasz przyjaciel!” – darł się jeden z chorwackich kibiców niedaleko stoiska z kebabami, a po chwili wtórowała mu liczna grupa rodaków.

Nasi też byli oryginalni. Na szybie jednego z samochodów z polską rejestracją można było zobaczyć rysunek przedstawiający sędziego meczu Polski z Austrią Howarda Webba i podpis (jak na westernach): „Poszukiwany żywy lub martwy. Nagroda – 50 tysięcy euro”. Inny z kibiców miał koszulkę z napisem: „Jestem Polakiem! Nie tylko w czasie Euro”.

Chorwaci robili sobie z Polakami wspólne zdjęcia, wymieniali między sobą koszulki i szaliki. Przyjaźń pełną parą. Uwagę zwracały jednak proporcje w liczebności obu grup. Po raz pierwszy w czasie tych mistrzostw biało-czerwoni byli... w mniejszości. Jak szacuje miejscowa policja, w Klagenfurcie było wczoraj dziewięć razy więcej Chorwatów niż Polaków.

Na szczęście na 30-tysięcznym stadionie proporcje się wyrównały. Powód? Chorwaci nie chcieli wydawać po kilkaset euro za bilet na mecz, który dla nich był bez znaczenia. Oszczędzali pieniądze na ćwierćfinał z Turcją. Wtedy z samego tylko Zagrzebia ma przyjechać... 100 tysięcy osób.

Leo też zmienił

Przed tym meczem austriaccy dziennikarze zwracali uwagę na rezerwowy skład Chorwatów: „To trzeci garnitur!” – alarmował „Osterreich”, zamieszczając zdjęcie całej drużyny przed zwycięskim meczem z Niemcami i... zamazując twarze dziewięciu graczy, których miało zabraknąć w spotkaniu z Polską. Zostawili tylko Rakiticia i Pranjicia („ŻW” zapowiadało identyczne zmiany).

Nie pomylili się. Bilić rzeczywiście wystawił – z wyjątkiem tej dwójki – nowy skład. Leo Beenhakker też trochę przemeblował drużynę, ale z innego powodu: słabszej gry w poprzednich meczach. W miejsce Jacka Bąka, Ebiego Smolarka i Pawła Golańskiego pojawili się Jakub Wawrzyniak, Wojciech Łobodziński i Rafał Murawski, a Dariusz Dudka pełnił rolę stopera.

Znowu Boruc

Zmiany nie pomogły, bo nasza defensywa znowu pozwalała rywalom na wiele. W pierwszej połowie Artur Boruc – piłkarz bezcenny dla reprezentacji – trzykrotnie ratował nas w bardzo trudnych sytuacjach. Zwłaszcza w 33. i 45. minucie, gdy bronił strzały będącego tuż przed nim Ivana Klasnicia. Innym razem Chorwatom zabrakło kilku centymetrów, gdy głową strzelał Mladen Petrić.

Nasi piłkarze częściej wykonywali rzuty rożne i wolne, ale nic z nich nie wynikało. Osamotniony w ataku Marek Saganowski był bezradny w starciach z Hrvoje Vejiciem i Vedranem Corluką. Bardzo słabo grał Mariusz Lewandowski, który często tracił piłkę, częściej niż w jego wszystkich tegorocznych występach w kadrze razem wziętych. Nic dziwnego, że po pierwszej połowie został zmieniony przez Adama Kokoszkę.

Krótko po przerwie przestaliśmy się łudzić. Po podaniu Pranjicia tym razem Klasnić już znalazł sposób na pokonanie Boruca. Co gorsza, chwilę wcześniej Niemcy objęli prowadzenie w Wiedniu, co oznaczało, że nasza sytuacja jest już dramatyczna. Musieliśmy strzelić trzy gole, a Niemcy stracić dwa. Nawet cuda mają swoje granice.

Bliski powodzenia był w 63. minucie Roger Guerreiro, ale minimalnie chybił. Później próbowali jeszcze Saganowski oraz wprowadzeni w drugiej połowie Smolarek i Tomasz Zahorski (zmarnował okazję sam na sam). Częściej zagrażali jednak Chorwaci, którzy chwilami bawili się z nami na boisku. Przykro było patrzeć, a tę przykrość potęgowała świadomość, że dziewięciu najlepszych piłkarzy Bilicia zostało na ławce.

Niezrozumiałe było to, że chwilami rywale grali agresywniej od nas. Inna sprawa, że Beenhakker nie pomógł stwierdzeniem po meczu z Austrią („jesteśmy już poza turniejem”). Skoro wódz tak mówi, to co mają myśleć żołnierze?

Punkt zdobyty w finałach Euro 2008 to najgorszy bilans polskich piłkarzy w historii ich występów w finałach wielkich imprez. Komentarz zbędny. ∑

Życie Warszawy

Najczęściej czytane