Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szkoły tracą na wyborach

Monika Górecka-Czuryłło 22-11-2010, ostatnia aktualizacja 23-11-2010 10:30

Przeprowadzenie wyborów w szkole czy przedszkolu to dodatkowe koszty, których nikt nie zwraca – skarżą się szefowie placówek. Jakie koszty? – dziwią się burmistrzowie.

Organizowanie przez placówki oświatowe wyborów to nie tylko wstawienie urny do hallu. To także zużycie prądu czy udostępnianie toalet
autor: Mateusz Dąbrowski
źródło: Fotorzepa
Organizowanie przez placówki oświatowe wyborów to nie tylko wstawienie urny do hallu. To także zużycie prądu czy udostępnianie toalet

Przez cały dzień pali się światło, trzeba ustawić stół prezydialny, przynieść urny, wywiesić flagi, udostępnić wyborcom toalety – wylicza szefowa jednego z przedszkoli, w którym urządzany był lokal wyborczy. Podobne głosy dochodzą z innych przedszkoli i szkół, ale szefowie placówek pod nazwiskiem rozmawiać nie chcą. – Przecież od dzielnic zależymy, nie możemy się na nie skarżyć – dodają dyrektorzy. Twierdzą, że placówka, w której organizowany jest lokal wyborczy, powinna dostawać dodatkowe pieniądze.

– Zużywamy np. dużo więcej prądu niż podczas normalnego dnia pracy – tłumaczą. – Do rana były liczone głosy, świeciło się światło, gotowała się woda w elektrycznym czajniku. A po wyborach trzeba było dodatkowo posprzątać.

Dyrektor przedszkola przypomina, że budżety placówek oświatowych i tak są skromne. – Każdy dodatkowy wydatek to jego uszczuplenie. Będziemy musieli zaoszczędzić np. na kredkach, książkach, zabawkach – dodają pracownicy.

Władze dzielnic, którym podlegają przedszkola i szkoły, zdziwione są pretensjami.

– Oczywiście zależy, co kto w takim lokalu chce mieć. Ale urządzenie zwykłego lokalu wyborczego nie wiąże się ze specjalnymi kosztami. A i wybory nie odbywają się zbyt często – mówi burmistrz Woli Marek Andruk. Dodaje, że jeśli dyrektor uzasadni poniesione koszty, to dzielnica pieniądze jest mu w stanie zwrócić.

Wiceburmistrz Pragi-Północ Artur Buczyński o protestach przedszkoli czy szkół nie słyszał. – U nas reklamacji nie było – zastrzega. I dodaje, że przecież szkoły mają pieniądze w budżecie na wydatki reprezentacyjne.

– Są one przeznaczane na różne akademie, ale też właśnie na wybory czy inne okazje – mówi Buczyński. I przypomina, że placówki oświatowe często zarabiają dla siebie dodatkowe pieniądze, np. wynajmując salę gimnastyczną czy klasy na dodatkowe lekcje języka obcego.

Skarżącym się dziwią się także koledzy po fachu.

– To jacyś malkontenci – mówi Tomasz Ziewiec, dyrektor wolskiej podstawówki. I przypomina, że urządzenie lokalu wyborczego to żaden problem. Zwłaszcza że zazwyczaj jest on w tym samym miejscu od lat.

– Woźna sprząta, czy to lokal wyborczy, czy zwykła klasa, czy korytarz. Dozorca pilnuje szkoły całą dobę, czy są wybory, czy ich nie ma. A prąd? Nie przesadzajmy. Szkoła to ośrodek społeczny, ogólnodostępna placówka, z której powinni korzystać wszyscy mieszkańcy. To nie prywatny folwark pani dyrektor.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane