Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Muranów - dobre miejsce do życia

Beata Chomątowska 18-05-2009, ostatnia aktualizacja 19-05-2009 12:23

Jarosław Trybuś - krytyk architektury. Prowadził m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego wykłady o zabytkach. Grzegorz Piątek - krytyk architektury. Współautor ubiegłorocznej polskiej wystawy na biennale sztuki w Wenecji.

źródło: Życie Warszawy
Grzegorz Piątek
autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Grzegorz Piątek
Jarosław Trybuś
autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa
Jarosław Trybuś

Podczas wykładu w Muzeum Powstania Warszawskiego o architekturze Muranowa określiłeś ją jako funkcjonalizm na balu przebierańców. Dlaczego?

Jarosław Trybuś: - To nie ja, a Leopold Tyrmand w "Dzienniku '54" opisał dziwaczność tej architektury, która będąc w istocie architekturą nowoczesną - funkcjonalistyczną, pod wpływem nacisków systemu została umajona dekoracyjnym socrealistycznym detalem. To pokazuje z jednej strony powierzchowność socrealizmu, którego wyznawców zadowoliło trochę gipsowych aplikacji, z drugiej trafność rozwiązań modernistycznych. Mam na myśli bloki. I to bloki utopione w zieleni, zapewniające wszystkim mieszkańcom dostęp do światła, powietrza i widoku z okien.

Czy architektura Muranowa, wykpiona choćby przez Tyrmanda, ma dziś jakąkolwiek wartość poza historyczną dokumentacją minionej epoki?

JT: Oczywiście, że ma. Ma wartość podstawową dla architektury, która jest sztuką z założenia służebną - dobrze sprawdza się w użytkowaniu. Muranów jest znakomitym miejscem do mieszkania i to nie tylko ze względu na dobre, centralne położenie. Tę wartość buduje w znacznym stopniu, większym niż może się nam to wydawać na pierwszy rzut oka, urbanistyka tego osiedla i jego architektura. Skala całości została precyzyjnie obmyślona - jest "ludzka", co oznacza, że daje mieszkańcom i przechodniom poczucie psychicznego komfortu. Tu nic nie jest za wysokie, przytłaczające, nic nie jest zbyt daleko. Wystarczy porównać to osiedle do osiedli późniejszych, jakich wiele, jak dajmy na to Jelonki. Tam nie mamy poczucia bycia w mieście. Większość z nas nie czuje się komfortowo wśród rozrzuconych bloków niezależnych od ulic, zbyt wysokich, zbyt odległych od siebie. Na Muranowie tego nie ma.

Do rangi symbolu architektury mieszkaniowej z lat 50. w Warszawie urasta MDM. Muranów pozostaje w cieniu, rzadko wspomina się o nim w tym kontekście. Z czego to wynika?

JT: Muranów, choć miał być wzorcowym osiedlem nowej Polski, nie miał spełniać funkcji reprezentacyjnych. Te powierzono MDM-owi. To tam miały odbywać się masowe imprezy, to tamtędy przechodzić miały pochody pierwszomajowe. Architektura MDM-u jest potężną scenografią dla ostentacji socjalistycznego państwa. Muranów to wygodne miejsce zamieszkiwania jego obywateli.

Powojenny Muranów dzieli się co najmniej na trzy części: Muranów Południowy zaprojektowany przez Bogdana Lacherta, kompleks monumentalnych budynków wzdłuż al. Andersa i rozrzucone pomiędzy nimi późniejsze, nie tak spójne realizacje z lat 70. i 80. Który Muranów jest dla Was najciekawszy?

JT: Muranów Południowy, ten Lacherta. Lachert to bardzo ciekawa postać i znakomity architekt. Dał tu popis swoich umiejętności wyrosłych na przedwojennym zafascynowaniu najnowocześniejszymi, światowymi, awangardowymi trendami, ale i pokazał uległość wobec systemu zgadzając się na ingerencje w swój projekt. Pokazuje to dramat pokolenia architektów odbudowujących Warszawę. Już w czasie wojny marzyli oni o mieście nowoczesnym, jasnym, przestronnym i takie zaczęli budować. Niestety w 1949 roku zadekretowano socrealizm, który nie tolerował nowoczesności, odwoływał się do stylów historycznych.

Dziś do tego dochodzą jeszcze nowe projekty, jak osiedle Murano przy ul. Stawki czy budynki Echo Investment, a także "północna wieża" sąsiadująca z wieżowcem Intraco. Jak oceniacie te realizacje?

JT: Trudno sprzeciwiać się dogęszczaniu miasta. To jedyna droga do tego, by Warszawa mogła być wygodniejszym miejscem do mieszkania. Więcej mieszkańców centrum to mniej samochodów stojących w korkach na drogach dojazdowych, to rozwój infrastruktury wymuszony potrzebami nowych mieszkańców, to wreszcie zagospodarowanie miejskich nieużytków - miejsc latami pustych, zaniedbanych i co za tym idzie niebezpiecznych. "Północna Wieża" jest udanym uzupełnieniem Intraco. Co do osiedla, można mieć uwagi do niewolniczego odniesienia jego stylistyki do Muranowa. Te budynki starają się być bardziej muranowskie od samego Muranowa. To interesujące - bo świadczy o sile oddziaływania okresu odbudowy na tożsamość warszawską.

GP: - Neosocrealizm apartamentów Murano jest zadziwiający! Zwłaszcza w kontekście tego, że to projekt architektów z Krakowa. Uznali socrealizm za część warszawskiej specyfiki. A co do "północnej wieży", to jest wyjątkowo banalna, wręcz ordynarna w detalu. Za niska by równoważyć Intraco, a za wysoka by stanowić wprowadzenie w skalę Muranowa. Ale podobnie jak Jarka cieszy mnie, że miasto staje się intensywniejsze, bardziej ekscytujące. Rejon Dworca Gdańskiego jest fantastycznie skomunikowany z resztą miasta i grzechem byłoby, gdyby pozostawał ziemią niczyją.

Kiedy po raz pierwszy trafiliście na Muranów i jakie były Wasze odczucia w związku z tym miejscem?

JT: Nie jestem warszawiakiem i na Muranów trafiłem dość późno, bo przez to osiedle raczej się nie przechodzi. By na nie trafić, trzeba mieć cel. I to kolejna zaleta tego układu urbanistycznego. Poszczególne zespoły budynków nie są ogrodzone, a mimo to wydzielone - za sprawą nasypów i zieleni. To spora wartość. A wracając do mojej pierwszej wizyty na Muranowie - byłem zachwycony tą burzą zieleni i spokojem w samym środku miasta. Zachwyt towarzyszy mi zawsze kiedy odwiedzam muranowskich znajomych.

GP: Ja urodziłem się i wychowałem w Warszawie. Muszę przyznać, że przez wiele lat Muranów pozostawał poza moim radarem. Po pierwsze - Muranów Południowy został bardzo mądrze zaprojektowany. Dzięki zmianom poziomu, schodkom, bramkom, skomplikowanemu układowi podwórek, nie zaprasza do penetrowania wnętrza osiedla przez obcych, bo łatwiej trzymać się Nowolipek czy Jana Pawła II. To znakomity przykład, lekcja dla współczesnych deweloperów, jak dzięki inteligentnym trikom, bez kamer i ogrodzeń, zniechęcać intruzów i przypadkowych przechodniów. Po drugie - od zawsze pachniał mi tragedią. Sama świadomość, że powstał na gruzach i z gruzów była przerażająca, a spokój panujący na osiedlu, wysoka średnia wieku mieszkańców sprawiały wrażenie, że to zamieszkały cmentarz. Ale w ciągu ostatnich paru lat następuje po pierwsze wymiana pokoleniowa, a po drugie ożywienie gastronomiczno-sklepowe. Muranów przestał być posępnym miejscem.

O Muranowie mówi się jako o realizacji powojennej, natomiast decyzja o zagospodarowaniu tego terenu powstała podobno jeszcze przed zakończeniem wojny?

JT: Warto pamiętać, że w czasie wojny architekci nie zaprzestali projektowania. Spodziewając się zniszczeń, wielu z nich przygotowywało w konspiracji projekty odbudowy powojennej Warszawy. Stąd też tuż po zakończeniu wojny miasto sprawnie i planowo zabrało się za tworzenie swojego nowego wizerunku. Muranów był miejscem wyjątkowym, ponieważ nic tu nie zostało. Wszystko trzeba było budować od początku, na surowym korzeniu. To wielkie wyzwanie dla projektantów, ale i ich marzenie. Niewielu architektom i urbanistom dane jest komponowanie tak rozległych obszarów od początku do końca - moderniści marzyli o takich możliwościach. Dała im je wojna.

GP: Pamiętajmy też, że aleję Jana Pawła II zaplanowano jeszcze przed wojną, jako trasę N-S, której częścią jest też aleja Niepodległości i ulica Stołeczna na Żoliborzu. I w tym przypadku wojna przewrotnie pomogła w realizacji marzeń.

Koncepcja miasta-pomnika jest unikalna w skali światowej, ale może też przerażać. Twórcy zafundowali przyszłym mieszkańcom eksperyment architektoniczno-socjologiczny, do osiedla zbudowanego nie tylko na gruzach getta, ale i z gruzów getta wprowadzali się przecież żywi ludzie, którzy po odebraniu kluczy do własnego M-ileś musieli prędzej czy później dowiedzieć się, gdzie trafili. Czy była jakakolwiek alternatywa?

JT: Wydaje się że nie. Masy gruzu, które zalegały na terenach zrównanego z ziemią getta musiały tu pozostać. Dzięki nim udało się wytworzyć wygodne zróżnicowanie wysokości i na przykład oddzielić, przynajmniej częściowo, ruch kołowy od pieszego - co było modernistycznym marzeniem.

GP: Wykorzystanie gruzu do zagospodarowania terenu oraz budowy bloków było pomysłem tyleż poetyckim, co pragmatycznym. Proszę sobie wyobrazić wywóz resztek dzielnicy żydowskiej na ciężarówkach. Lepiej zrecyklować materiał na miejscu. To znów lekcja dla dzisiejszych inwestorów i architektów - jak budować, by najpełniej wykorzystać to, co już jest, jak nie produkować śmieci.

Często mówi się o tym miejscu, że jest szare, smętne, monotonne. Co można by z nim zrobić? Zakonserwować, fundując fasadom bloków żywe kolory? A może odczyścić fasady, świadomie wracając do pierwotnej koncepcji Bogdana Lacherta?

JT: Mimo, że Lachert został zmuszony do dodania dekoracji na fasadach, to należy uszanować je - choćby jako dokument czasów. W końcu każdy projekt architektoniczny jest kompromisem z inwestorem, prawda? Czy mamy prawo dziś wracać do jakiejś domniemanej idealnej formy? Dziwaczność, hybrydalność architektury Muranowa, stojącej w rozkroku między ortodoksyjnym modernizmem a populistycznym socrealizmem czyni je oryginalnym i autentycznym. Dlatego tak - odnawiać, ale po konserwatorsku i według spójnej koncepcji. Choć może jeden blok, dla przykładu, i wyraźnie to podkreślając, można by odrzeć z dekoracji i nadać mu surową formę, taką jakiej chciał pierwotnie Lachert? Nie jestem pewien.

GP: Sądzę, że powrotu do nieotynkowanych bloków już nie ma. Nie znieślibyśmy tej ostrości wyrazu, tej kolorystyki. A co do kolorów - to owszem osiedlu przydałby się remont, ale projekt kolorystyki elewacji nie powinien być pozostawiony poszczególnym wspólnotom mieszkańców. Muranów to zespół i jako zespół powinien otrzymać jednolity projekt renowacji. Boję się myśleć o kolejnych różowych blokach, którym towarzyszą pistacjowe i żółte... To może zniszczyć urok tego miejsca.

Podczas powojennych dyskusji o zagospodarowaniu terenu Muranowa nikt nawet nie wspominał o możliwości odtworzenia choćby części poprzedniej zabudowy. Czy dziś można dopuszczać rekonstrukcję choćby pasażu Simonsa? Czy to by zagrało w tej przestrzeni?

JT: Jestem pewien, że odbudowa Warszawy dawno się skończyła. Sam Pasaż Simonsa nie był wybitnym budynkiem, to była zwykła deweloperka, która większe znaczenie ma dziś jako reduta powstańcza niż dzieło architektury. Czy gdyby dziś wybuchło powstanie i spłonęłaby Galeria Mokotów, to za 60 lat byłby sens je odbudowywać?

GP: Już najwyższy czas skończyć z czkawką rekonstrukcji. Miała ona sens po wojnie, wtedy gdy miasto praktycznie nie istniało. Powracający tu ludzie chcieli choć w części powrócić do tego co pamiętali - by czuć się tu u siebie, by odbudować część tożsamości. Te czasy dawno się skończyły. Niewielu już pamięta przedwojenną Warszawę. Nie ma do czego wracać. Takie powroty to manipulacja. Warto też pamiętać, że Warszawa nie była przed wojną miastem ani szczególnie wygodnym, ani szczególnie pięknym. Owszem starała się być, ale 20 lat miedzy wojnami było za krótkim okresem, by zrealizować wszystkie plany. Proszę też pamiętać, że Śródmieście Północne, a zatem także teren Muranowa, było jedną z najgorszych części miasta. Gęsta zabudowa kamieniczna z ciemnymi wilgotnymi podwórzami, za wąskie ulice, fatalny stan higieny - wszystko to budziło raczej wstręt niż zachwyt. Byli i tacy, którzy już przed wojną marzyli o wyburzaniu wszystkiego. Niestety nie było na to środków.

W nagrodzonej Złotym Lwem na Biennale Architektury w Wenecji pokazaliście nowe, zaskakujące zastosowania różnych budynków. Jak widzicie w tym kontekście Muranów? Czy w bloku z lat 50. może znaleźć się miejsce choćby na hostel?

JT: Chyba nie ma takiej potrzeby. Te bloki doskonale sprawdzają się w swojej roli nadanej im 50 lat temu i nic nie wskazuje na to by miało się to zmienić. Znakomicie świadczy to projekcie.

GP: Mieszanie różnych funkcji jest zdrowe - akademik, hotel, hostel w muranowskim bloku pewnie dałyby radę. Ale nie ma potrzeby robić tego na siłę. To udane budynki.

Może powstać moda na Muranów, jak w Berlinie kilka lat temu powstała moda na Plattenbau, a w Krakowie na Nową Hutę?

JT: A czy przypadkiem już nie powstała? Znam wielu, którzy z wyboru i sporym kosztem mieszkają właśnie na Muranowie. Jeszcze więcej jest tych, którzy chcieliby tam mieszkać.

GP: Tej mody nie trzeba kreować, bo jakość przestrzeni w połączeniu z centralną lokalizacją robią swoje. Muranów oferuje znacznie lepsze warunki do życia niż większość współczesnych osiedli. Jedyny mankament to dość niskie mieszkania. Taki Żoliborz, ale bez willi i w samym centrum. I prędzej czy później stanie się jednym z najbardziej pożądanych adresów. Należy tylko pilnować, by nikt Muranowa nie psuł. Niech powoli nabiera poloru.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane