Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Miasto w kleszczach dzikich śmietnisk

Marek Kozubal, Izabela Kraj 14-03-2011, ostatnia aktualizacja 14-03-2011 19:46

Ponad 4 tysiące wykrytych nielegalnych zwałek śmieci. Mandaty na ponad 100 tys. zł. I nic. Likwidacja pokątnych wysypisk co roku kosztuje dzielnice kilka milionów złotych.

*Ul. Gwarków. Teren niedaleko spalarni odpadów. Bardzo podobnie ten rejon wyglądał już w 2006 r.
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
*Ul. Gwarków. Teren niedaleko spalarni odpadów. Bardzo podobnie ten rejon wyglądał już w 2006 r.

Walka z nielegalnymi zwałkami śmieci na terenie Warszawy to bitwa z wiatrakami – oceniają zgodnie urzędnicy i straż miejska. I tęsknią do zmian w przepisach.

Strażnicy podsumowali w specjalnym raporcie, jak z tymi „wiatrakami” walczyli w ubiegłym roku. Liczby są porażające: tylko w czterech dzielnicach – na Pradze-Południe, w Rembertowie, Wesołej i Wawrze służby miejskie zidentyfikowały w 2010 r. ponad 4 tys. (!) nielegalnych miejsc zrzucania odpadków. Średnio – tysiąc na dzielnicę. Dla porównania na Żoliborzu i Bielanach – 100, a na Woli i Bemowie – 55.

Najgorzej na peryferiach

– Najgorzej dzieje się w dzielnicach peryferyjnych, zalesionych i niezabudowanych – oceniają strażnicy.

Jak grzyby po deszczu śmietniska wyrastają w lasach Kabackim i Bielańskim, na Zielonym Ursynowie czy Białołęce. Na nielegalne zwałki trafiają bardzo często odpady z remontów domów, m.in. gruz, części płyt gipsowych (nomen omen przy ul. Tynkarskiej), czasem szkodliwe dla zdrowia płyty eternitowe (przy ul. Parowcowej), a w lasach wawerskich pojawiają się też złom i resztki mebli, stare pralki czy wersalki.

Na Targówku rejon w pobliżu zakładu utylizacji odpadów przy ul. Gwarków wygląda tak, jakby ciężarówka ze śmieciami zastała zamknięte drzwi spalarni i po prostu zrzuciła zawartość kilkaset metrów bliżej. Centrum Warszawy też nie jest wolne od tego problemu – niczyje śmieci trzeba było sprzątać jesienią nawet sprzed budynku przy ul. Marszałkowskiej 99/101.

Wizytówki w workach

Znalezienie winnego, który wyrzuca odpady nielegalnie, graniczy z cudem. Trzeba byłoby przy każdym takim miejscu wystawić specjalne patrole – a to niemożliwe. Czasami jednak cud się zdarza, bo... śmiecący zostawia swoją wizytówkę.

– W kilku przypadkach sprawcy bezwiednie pomogli nam do siebie dotrzeć. Wyrzucili faktury lub rachunki i te dokumenty pozwoliły na ustalenie właścicieli. Zazwyczaj od razu przyznawali się oni do wyrzucenia śmieci w konkretne miejsce – mówi Monika Niżniak, rzecznik straży miejskiej.  W gruzie jednak trudno znaleźć dane śmiecącego. W takich przypadkach strażnicy upominają właściciela działki.

W ub. roku wypisano za zaśmiecanie 1139 mandatów na ponad 100 tys. zł, 180 wniosków skierowano do sądów, ponad 3,6 tys. razy zakończyło się tylko na pouczeniu właściciela terenu.

Straż miejska informacje o dzikich zwałkach przekazuje do urzędów dzielnic. Większość z nich co roku wydziela w swoim budżecie pulę na interwencyjne sprzątanie. Np. Praga-Południe w tym roku ma 800 tys. zł, Białołęka w poprzednich latach ok. 100 tys., a w tym – prawie 160 tys. zł. Białołęka jest właśnie w trakcie przetargu na firmę, która ma sprzątać dzikie wysypiska.

– Gdy dostajemy sygnał od mieszkańców, wysyłamy ekipę w to miejsce – mówi rzecznik urzędu dzielnicy Bernadeta Włoch-Nagórny. I daje przykład: – Nagminnie np. trzeba wywozić odpady z rejonu ul. Wyszkowskiej i Leśnej Polanki.

– My na szczęście nie mamy lasów. Ale takie krytyczne rejony to ul. Dudziarska czy Kozia Górka. Ostatnio uprzątnęliśmy Mlądzką, jutro rejon ul. Makowskiej – mówi rzecznik Pragi-Południe Małgorzata Tytus. Wesoła i Bielany z kolei wystawiają kontenery, do których mieszkańcy prywatnych posesji mogą bezpłatnie i legalnie wrzucać np. resztki z remontów czy stare meble. Nie potrzebują więc już targać ich potajemnie nocą do lasu lub rzucać sąsiadowi pod płot, by zaoszczędzić.

Każdy zapłaci podatek

Jednak jedynym skutecznym lekiem na cały ten śmieciowy bałagan – zdaniem władz miasta – jest zmiana przepisów o odpadach, nad którym wciąż pracują parlamentarzyści.

– Jeśli to samorząd stanie się właścicielem wszystkich śmieci w mieście, nie będzie miało znaczenia, czy jakieś wysypisko jest na terenie dzielnicy, kolei czy prywatnej posiadłości. Każdy mieszkaniec będzie musiał zapłacić rocznie podatek śmieciowy i nie będzie miał interesu w tym, by sztucznie zaniżać ich objętość – wyjaśnia Agnieszka Kłąb z biura prasowego ratusza. A na razie pozostaje... walka z wiatrakami.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane