Marek Przybylik
– Dlaczego trafiłem do „Życia Warszawy”? Bo bardzo chciałem – odpowiada Marek Przybylik, który przepracował u nas ponad 17 lat.
Zaczynał w 1974 roku. – W tamtych latach była to najlepsza gazeta w Polsce. Dostać się do redakcji pomógł mi świetny dziennikarz i felietonista Andrzej „Ibis” Wróblewski – wyjaśnia. Obecny prowadzący TVN-owskie „Szkło kontaktowe” jako depeszowiec zajmował się głównie – jak samo to ujmuje – „podkreślaniem dużych liter i skracaniem za długich tekstów”.
– Pisaliśmy dużo, choć pisać nikt z nas za bardzo nie lubił. Gdy mój znakomity kolega Leon Bójko szedł na urlop, zaproponował, bym za niego zajął się rolnictwem. I pisałem – że tu koszą, tam młócą. Tak wyszło, że pisanie o rolnictwie zajęło mi potem kilkanaście lat. Gdy znudziło mi się chodzenie spać o drugiej w nocy i wstawanie o siódmej rano, by zaprowadzić córkę do przedszkola, zostałem szefem działu miejskiego. No i zacząłem pisać „Dzień targowy”, cykl ironicznych felietonów o tematyce bazarowo-spożywczej – wspomina dziennikarz.
Przybylik podsumowuje pracę w redakcji w charakterystycznym dla siebie stylu. – W „ŻW” pracowaliśmy i przyjaźniliśmy się do tego stopnia, że niektórzy są ze sobą do dzisiaj. Stosunki towarzyskie były wtedy bardzo intensywne, a i za kołnierz się nie wylewało.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.