Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Marek 
Przybylik

szyp, mm 15-10-2009, ostatnia aktualizacja 15-10-2009 06:50

– Dlaczego trafiłem do „Życia Warszawy”? Bo bardzo chciałem – odpowiada Marek Przybylik, który przepracował u nas ponad 17 lat.

autor: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa

Zaczynał w 1974 roku. – W tamtych latach była to najlepsza gazeta w Polsce. Dostać się do redakcji pomógł mi świetny dziennikarz i felietonista Andrzej „Ibis” Wróblewski – wyjaśnia. Obecny prowadzący TVN-owskie „Szkło kontaktowe” jako depeszowiec zajmował się głównie – jak samo to ujmuje – „podkreślaniem dużych liter i skracaniem za długich tekstów”.

– Pisaliśmy dużo, choć pisać nikt z nas za bardzo nie lubił. Gdy mój znakomity kolega Leon Bójko szedł na urlop, zaproponował, bym za niego zajął się rolnictwem. I pisałem – że tu koszą, tam młócą. Tak wyszło, że pisanie o rolnictwie zajęło mi potem kilkanaście lat. Gdy znudziło mi się chodzenie spać o drugiej w nocy i wstawanie o siódmej rano, by zaprowadzić córkę do przedszkola, zostałem szefem działu miejskiego. No i zacząłem pisać „Dzień targowy”, cykl ironicznych felietonów o tematyce bazarowo-spożywczej – wspomina dziennikarz.

Przybylik podsumowuje pracę w redakcji w charakterystycznym dla siebie stylu. – W „ŻW” pracowaliśmy i przyjaźniliśmy się do tego stopnia, że niektórzy są ze sobą do dzisiaj. Stosunki towarzyskie były wtedy bardzo intensywne, a i za kołnierz się nie wylewało.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane