Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Prawo jazdy bez adresu

Piotr Szymaniak, Maciej Miłosz 25-11-2009, ostatnia aktualizacja 26-11-2009 18:18

Rok zajęło bielańskim urzędnikom wydanie prawa jazdy kierowcy bez adresu. Wszystko przez niespójne przepisy.

autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Przy składaniu wniosku o prawo jazdy Marcin Dobas nie podał adresu zamieszkania, bo nie ma meldunku. Jednak stwierdził, że skoro ustawa Prawo o ruchu drogowym tego nie wymaga, to urzędnicy muszą wydać dokument.

– Egzamin zdałem w sierpniu 2008 roku i złożyłem dokumenty w dzielnicy Bielany – mówi Marcin Dobas. – Po miesiącu poszedłem do urzędu i dowiedziałem się, że bez podania adresu prawa jazdy nie dostanę – dodaje.

Dlaczego? – Rzeczywiście, ustawa nie wymaga podawania adresu – mówi Claudia Frendler-Bielicka, radca prawny Biura Administracji miasta. – Ale urzędników obowiązują także rozporządzenia wykonawcze, regulujące np. jak ma wyglądać prawidłowo wypełniony wniosek i dokument prawa jazdy. A one mówią, że adres jest konieczny – tłumaczy.

Przepychanki z urzędnikami trwały osiem miesięcy. W końcu pan Marcin dostał odmowę na piśmie. – Postanowiłem udowodnić im, że się mylą – mówi.

Złożył skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które przyznało mu rację. Podobnie wypowiedział się rzecznik praw obywatelskich, który uznał, że „brak jest podstaw do odmowy wydania prawa jazdy”.

Mimo tego bielańscy urzędnicy po raz kolejny odmówili wydania dokumentu. – To był kompletny absurd – uważa Dobas. – Zasłaniali się m.in. tym, że system komputerowy nie przyjmie formularza bez wypełnienia rubryki „adres”. Dodatkowo w piśmie, które mi przysłali do domu, używali argumentu, że... trudno się będzie ze mną skontaktować.

Niedoszły kierowca po raz kolejny odwołał się do SKO. Kolegium znów przyznało mu rację i skrytykowało urzędników: „upór organu gminy w tej sprawie budzi zdziwienie“. W przypadku braku zmiany decyzji kolegium zapowiedziało też złożenie wniosku o postępowanie dyscyplinarne dla urzędników.

Po tej decyzji Dobas prawo jazdy wreszcie otrzymał. Dlaczego trwało to tak długo? – Mieliśmy związane ręce. W pierwszym wyroku SKO odniosło się tylko do zapisów ustawowych. Dopiero w drugim narzuciło nam interpretację rozporządzeń – wyjaśnia Frendler-Bielicka. – Nam samym nie wolno dowolnie interpretować przepisów.

Teraz urzędnicy w Warszawie zapewniają, że nie będą zwlekać z wydaniem prawa jazdy osobom bez miejsca zamieszkania.

W Ministerstwie Infrastruktury nikt nie był nam w stanie wyjaśnić, dlaczego ustawa i rozporządzenie są niespójne. A eksperci krytykują nieżyciowe przepisy.

– Obowiązek podawania adresu czy to w dowodzie osobistym, czy w prawie jazdy jest anachronizmem – mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców Lewiatan. – Wystarczyłoby, gdyby obywatel mógł podać adres pocztowy, internetowy czy choćby telefon. Byle byłby z nim kontakt.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane