Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Flisacy płyną z prądem

Piotr Szymaniak 11-05-2009, ostatnia aktualizacja 11-05-2009 22:12

Trzy repliki zabytkowych łodzi zacumowały w Porcie Czerniakowskim. Uczestnicy IV Królewskiego Flisu Wisłą płyną na nich do Gdańska.

autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Nad ranem nie dają im spać świergoczące słowiki. W ciągu dnia relaksują się płynąc w leniwym rytmie rzeki. Wieczorami walczą z komarami, a w nocy szczękają zębami z zimna. Tak od dwóch tygodni żyją na wodzie uczestniczy flisu. – A przed nami jeszcze kolejne dwa – mówi Józef Ratajczak, który w poniedziałek razem z resztą załogi zszywał żagle i przygotowywał łodzie do dalszej podróży. Dziś odpływają.

Wypłynęli pod koniec kwietnia z ujścia Przemszy. Flotę stanowią trzy jednostki. – Tradycyjny solecki bat, to bardzo zwinna i szybka łódź – mówi Janusz Sroka, wodniak, który pływa od 49 lat. – Dawniej spławiano takimi łodziami zboże, piach, czy sól. Teraz z rozpiętymi żaglami pływa się fantastycznie - opowiada.

Pozostałe dwie łodzie to miniatura XVIII wiecznego galara, oraz tradycyjne czółno rybackie: nieszawka typu retmanka. Ta pierwsza została odtworzona (w proporcjach 3:1) na podstawie starych austriackich sztychów. Ale dzisiejsi flisacy nie są zdani tylko na wiatr i wiosła, na wszelki wypadek łodzie wyposażono w silniki. – Raczej ich nie używamy. Warkot silnika zagłusza rozmowy czy śpiew ptaków, a to nie oto chodzi – zaznacza Sroka. – Na wodzie najlepiej dać się ponieść prądowi, zrelaksować. I to właśnie robimy.

Jak dotąd wyprawa przebiega bez kłopotów. – Omijają nas burze, a dzięki doświadczeniu z poprzednich rejsów uniknęliśmy kłopotów na 119 kilometrze, gdzie w okolicach Nowego Brzeska trzeba manewrować wśród wystających z głębin skał.

Cała wyprawa jest też odpowiednio dokumentowana. Ewa Ciepielowska akwarelami maluje wiślane pejzaże, z których potem powstanie bardzo długie płótno odwzorowujące królową polskich rzek. Zarówno rejs, jak i imprezy towarzyszące podczas przystanków są nagrywane na potrzeby dokumentalnego filmu.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane