Ochrona z ludzką twarzą
Ochroniarze w autobusach i tramwajach zmienili mundury i występują teraz pod szyldem Konsalnetu. Szefostwo firmy zapewnia, że poprawią się też ich obyczaje. Nie będzie przypadków bicia i skuwania pasażerów kajdankami, o czym pisaliśmy w „ŻW”.
Agencja ochroniarska Skorpion, która ochraniała kontrolerów w stołecznych autobusach i tramwajach, a do pracy której warszawiacy mieli wiele zastrzeżeń, została wchłonięta przez większą firmę – Konsalnet SA. Ta postanowiła wyczyścić rysy na wizerunku i wyśrubowała ochroniarzom wymagania.
– Żeby dostać się do pracy w autobusie, trzeba przejść bardzo długą drogę – mówi rzecznik Konsalnetu Andrzej Mazurowski. – Kierujemy tam tylko najlepszych pracowników, z długim stażem pracy, sprawdzonych i przeszkolonych.
Bez biletu, bez plecaka
Kandydatów do pracy przy ochronie środków komunikacji dobiera się spośród tych, którzy mają już doświadczenie w obiektach handlowych czy biurowcach. Na temat pracy każdego z nich przełożeni sporządzają okresowe raporty. Można się z nich dowiedzieć, jak dany człowiek radzi sobie ze stresem, czy jest kulturalny, czy nie boi się interweniować. – Kandydaci są szkoleni z zasad podejmowania interwencji i przepisów, jakie ich dotyczą – mówi Andrzej Mazurowski.
Firma nie chce jednak zdradzić, co dzieje się na takich szkoleniach. Bardziej rozmowny jest Bartek, były ochroniarz, który rozstał się z branżą. – Warto znać kilka ochroniarskich sztuczek. Przykładowo, gdy mamy chłopaka, który jedzie bez biletu, a nie chce wyjść z kontrolerem, wystarczy zabrać mu plecak i wyjść z nim na zewnątrz – opowiada. – Dzieciak i tak musi wyjść, bo boi się, że straci rzeczy. A my unikamy wykręcania mu rąk, szamotaniny i niepotrzebnego widowiska.
Gazem przy kasowniku
Dotychczas praca ochroniarzy w środkach komunikacji miejskiej budziła wiele zastrzeżeń. We wrześniu 2009 r. opisywaliśmy przypadek chłopaka, którego na przystanku spisywali kontrolerzy w towarzystwie ochroniarzy. Z mandatem w ręku odszedł, mrucząc coś pod nosem. – Nagle jeden z ochroniarzy pobiegł za nim i kopnął go w plecy. Chłopak niemal spadł ze schodów do przejścia podziemnego. Musiał uciekać, bo chciał bić go dalej – relacjonował Mateusz Tobolewski z Ochoty, który stał obok.
Miesiąc wcześniej zgłosił się do nas pan Aleksander, którego podczas próby skasowania biletu ochroniarze zaatakowali gazem pieprzowym, a następnie wykręcili mu ręce i powalili go na ziemię. – Nie stwarzałem zagrożenia. Wyżyli się na mnie – mówił poszkodowany.
Ciekawą historię opisał na naszym blogu inny czytelnik. „Usiadłem w autobusie tyłem do kierunku jazdy, opierając stopy o metalową rurkę przy drzwiach – pisze. Było pusto, ja byłem zmęczony. Ochroniarz, który wsiadł z kontrolerem, postanowił zdjąć moje nogi mocnymi uderzeniami w łydki”.
Bandyci za autobusem
Dotychczas Zarząd Transportu Miejskiego mógł ukarać agencję za nieodpowiednie zachowanie ochroniarza co najwyżej 500-złotową grzywną. Po ubiegłorocznych doświadczeniach przygotował jednak umowę, w myśl której w przypadku rażącego naruszenia standardów może natychmiast zrezygnować ze współpracy i zażądać odszkodowania – 80 tys. zł.
– Teraz nikt nie pozwoli sobie na agresywne zachowanie. Wszyscy wiedzą, że z wilczym biletem z Konsalnetu nie dostanie się roboty nawet jako dozorca kurnika – mówi Bartek.
Jak wyglądają doświadczenia z ochroną w innych miastach? – Też mieliśmy przez jakiś czas podpisaną umowę, lecz okazało się, że damy sobie radę sami – mówi dyrektor kieleckiego ZTM Marian Sosnowski. – Na niebezpiecznych odcinkach kontrolerom pomaga straż gminna.
– U nas takie łączone patrole ze strażą lub policją zdarzają się szczególnie w weekendy – mówi rzecznik MPK w Krakowie Marek Gancarczyk. Ochroniarze przydaliby się natomiast w Katowicach. – Często zdarzają się agresywni pasażerowie – mówi kontroler Tomasz Musiał. – Niedawno była sytuacja, że chłopak dostał mandat, zadzwonił po kolegów i po chwili za autobusem jechały dwa samochody z bandytami. Kierowca musiał ominąć przystanek i jechać prosto pod komendę policji.
W Warszawie ochroniarze towarzyszą kontrolerom od godz. 18 do 6. Za rok ich pracy miasto zapłaci ponad 3 mln zł.
Dodaj swoją opinię
Akcja „Miasto i komunikacja”Policjanci i strażnicy miejscy pilnują porządku
Od dwóch miesięcy policja oraz straż miejska prowadzą akcję pod kryptonimem „Miasto i komunikacja”. Bierze w niej udział kilkuset funkcjonariuszy, a trzon zespołu stanowią policyjni wywiadowcy. Akcję skierowaną przeciwko chuliganom na przystankach, autobusach i tramwajach podjęto po zabójstwie w lutym na przystanku przy Forcie Wola policjanta Andrzeja Struja. Bandyci zabili go, gdy zareagował na to, jak rzucili koszem w tramwaj. Na razie nie są znane efekty działań mundurowych. Wiadomo natomiast, że w pierwszym kwartale tego roku na przystankach, w autobusach oraz tramwajach straż miejska interweniowała 851 razy, to o 200 mniej niż rok wcześniej. Interwencje głównie dotyczyły dewastacji, kradzieży, bójek, ale także rozklejania ogłoszeń na przystankach. W środkach komunikacji miejskiej policja prowadzi też akcję skierowaną przeciwko kieszonkowcom. W autobusach są plakaty ostrzegające przed przestępcami. Wywiadowcy zatrzymali kilkudziesięciu złodziei. Zdaniem mundurowych, w komunikacji jest bardziej bezpiecznie niż w poprzednim roku. Wtedy policjanci odnotowali 2542 przestępstwa (m.in. 2314 kradzieży, 47 rozbojów). Policjanci zatrzymali wtedy 149 przestępców.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.