Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Moc jest wciąż z nimi

Piotr Szymaniak, Wojciech Lada 27-05-2010, ostatnia aktualizacja 28-05-2010 18:47

Koncert AC/DC na bemowskim lotnisku spełnił wszystkie oczekiwania fanów. Legenda rocka porwała ponad 60 tys. widzów.

autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa

Od godz. 14 zakorkowana Powstańców Śląskich. Nieprzerwany strumień ludzi napływa ze wszystkich stron w kierunku lotniska Bemowo. Tłum międzynarodowy – słychać języki: angielski i rosyjski, włoski, czeski, hiszpański. I międzypokoleniowy: ojcowie prowadzą z dumą dzieci, by te przeżyły z kultowym, australijskim zespołem AC/DC koncertową inicjację, nastolatki wyróżniają się kolorowymi czapkami pośród siwizny staruszków.

– Studiujemy w Polsce, grzechem byłoby ich nie zobaczyć – mówi łamaną polszczyzną Bruno i za chwilę śpiewa, uśmiechając się do znajomych „I’m On The Highway To Hell". – Muszę to dziś usłyszeć – kończy po angielsku.

– Ja czekam na „Back In Black”. To płyta, którą znam na pamięć – mówi Artur, 30-latek, który przyjechał z Wrocławia. – To niesamowite, że zespół przez 37 lat trzyma taki poziom. Ich ostatni album jest kapitalny – dodaje.

– Jeśli syn ma zobaczyć po raz pierwszy koncert, chcę, by przeżył coś wielkiego. Musiałem chwilę przekonywać żonę, syna nie – mówi Piotr, 40-latek idący z dziewięcioletnim Patrykiem.

Godzina 16. Przed wejściem na stercie co i raz ląduje kolejna pusta butelka. Pogoda słaba, fani poprawiają sobie nastrój przed kilkugodzinnym oczekiwaniem.

Na pięć godzin przed rozpoczęciem koncertu pod sceną kłębi się już kilkutysięczny tłum. Trwa też okupacja stoisk z kiełbasą i piwem oraz gadżetami związanymi z zespołem. Dziesiątki różnych czapek, koszulek, znaczki, plakaty – to wszystko przypomina, że AC/DC to nie tylko rock’n’roll. To także świetnie prosperująca firma.

– Widziałem ich już kilka razy. W Chorzowie, Pradze, Berlinie – mówi wyglądający na emerytowanego harleyowca Andrzej. Brzuch z trudem upchnął w kupionym właśnie T-shircie „Black Ice”. Jednak to nie koszulka promująca ostatni album i trwającą od 2008 r trasę (AC/DC już na niej ponad 170 koncertów na wszystkich kontynentach) jest elementem dominującym garderoby fanów na stadionie. Są nim czerwone świecące rogi, które można zobaczyć na głowach niemal jednej trzeciej widowni z lotniska.

Sama scena – potężna z półkoliście zawieszonym oświetleniem robi wrażenie. Zespół Dżem supportujący gwiazdę wieczoru, bez całej telebimowej maszyny, zupełnie na niej znika. Ale ich muzyka się podoba – „Cegłę” odśpiewuje kilkanaście tysięcy gardeł.

Jednak wszyscy czekają na AC/DC. – Właściwie wiadomo, co zagrają, na całej trasie jest taka sama lista, ale ja już i tak nie mogę się doczekać – niecierpliwi się Ewa, studentka z Bielska-Białej. Nie musi czekać długo.

Angus Young i Brian Johnson pojawiają się na scenie punktualnie – o godz. 21.15.

Moc 250 tysięcy watów i potężne brzmienie niemal wbijają publiczność w murawę lotniska. Zaczyna się od „Rock’n’Roll Train” i wjeżdżającego na scenę pociągu. Widok skaczących zapalonych czerwonych rożków pozwala wciąż wierzyć w siłę rock’n’rolla spod znaku AC/DC.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane