Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przygody kandydatów z ulotkami

Robert Biskupski 19-11-2010, ostatnia aktualizacja 19-11-2010 18:04

Plują pod nogi, obrażają, ostentacyjnie drą ulotki, a nawet składają niedwuznaczne propozycje – kandydaci, którzy zdecydowali się osobiście rozdawać materiały wyborcze nie mają z wyborcami łatwego życia. Choć – jak twierdzą – miłych momentów jest więcej.

autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

– Przed wyjściem w teren trzeba uzbroić się w cierpliwość i stalowe nerwy – mówi pani Monika, która roznosiła ulotki wzdłuż głównych ulic swojej dzielnicy. – Jedna z kobiet napluła mi pod nogi, inna próbowała poturbować mnie parasolką. Po trzech dniach zrezygnowałam i postanowiłam poprosić o pomoc kolegów.

Jej koleżanka dała sobie spokój, gdy starszy pan składał jej niedwuznaczne propozycje. – Powiedział, że jeśli się rozbiorę, to zagłosuje na mnie cała jego rodzina – wspomina. – Rozpłakałam się i postanowiłam wysłać ulotki pocztą.

Faszyści, komuniści i złodzieje

Na porządku dziennym jest obrażanie kandydatów, niezależnie od tego, z jakiej partii startują. W zależności od barw politycznych nazywani są faszystami, komunistami, oszołomami albo złodziejami. Jednak, jak mówią, przyjemnych momentów jest więcej.

– Ostatnio rozdawałam swoje ulotki przed kościołem – mówi Anna Fiszer-Nowacka, kandydująca do rady miasta na Woli. – Podszedł do mnie pewien pan, spojrzał na zdjęcie i powiedział: "jaka ładna pani". Zrobiło mi się niesamowicie miło.

Często zdarza się, że wyborcy chcą podyskutować z osobami, które mają ich reprezentować w radzie. – Kilka dni temu spotkałam trzech chłopaków, którzy siedzieli w samochodzie – wspomina Katarzyna Olszewska, która startuje do rady Pragi Południe. – Wypytali mnie o wiele rzeczy, m.in. o całą procedurę i program wyborczy. Rozmawialiśmy dość długo i była to naprawdę miła i rzeczowa dyskusja.

Plakatowanie ponad podziałami

Negocjować kandydaci muszą nie tylko z wyborcami, ale też ze swoją konkurencją. – Tydzień temu kleiłem w nocy plakaty – wspomina Kamil Ciepieńko, starający się o miejsce w radzie Pragi–Północ. – Okazało się, że robi to też jakiś chłopak i się nawzajem zalepiamy. Najpierw zaczęliśmy się wykłócać, ale w końcu uznaliśmy, że to bez sensu i zaczęliśmy plakatować razem, dzieląc się miejscem.

Kandydaci nie dojadają, nie dosypiają, a ich domy i samochody przypominają drukarnie. – Na przednim siedzeniu leżą ulotki, z tyłu plakaty, a na nich olbrzymie wiadro z klejem – mówi Kamil Ciepieńko.

– Każdą wolną chwilę wykorzystuję do tego, żeby porozmawiać z ludźmi – dodaje Katarzyna Olszewska. – Rozmowy są tak miłe, że nie wyobrażam sobie, by to się mogło skończyć.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane