Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Czy policja mogła zapobiec wybuchowi w Alejach

Marek Kozubal, Janina Blikowska 04-11-2010, ostatnia aktualizacja 05-11-2010 11:33

Policja już na kilka tygodni przed wtorkową eksplozją w centrum miasta wiedziała, że Sebastian G. może posiadać materiały wybuchowe. Zbagatelizowano jednak tę informację.

*Środowe wydarzenia postawiły na nogi wszystkie miejskie służby
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
*Środowe wydarzenia postawiły na nogi wszystkie miejskie służby

Już we wrześniu 26-letnia kobieta powiadomiła funkcjonariuszy z komendy w Śródmieściu, że Sebastian G. – jej były narzeczony – groził jej. Co zrobili mundurowi? Przekazali akta kolegom z Ochoty, ponieważ G. mieszkał w Ursusie i stamtąd dzwonił do byłej narzeczonej.

W październiku policjanci postanowili uściślić informację i poprosili kobietę o złożenie dodatkowych wyjaśnień. Powiedziała, że obawia się G., bo ten jest nieobliczalny i nie chce przyjąć do wiadomości, że ona od niego odchodzi. Groził jej śmiercią. Miał powiedzieć, że skoro „ona nie chce z nim być, to nie będzie z nikim“.

– Powiedziała, że jej były partner jest uzależniony od alkoholu i narkotyków. Ujawniła, że w ostatnich tygodniach zakochany mężczyzna usiłował się powiesić, ale go odratowano – mówi nasz informator.

I rzecz najważniejsza. W czasie rozmów z policjantami kobieta powiedziała, że Sebastian G. może mieć broń i ma dostęp do materiałów wybuchowych.

Dlaczego mundurowi nie sprawdzili od razu tych informacji? Tego wczoraj w stołecznej policji nikt nie potrafił wyjaśnić. Jej rzecznik Maciej Karczyński potwierdził jedynie, że zgłoszenie o groźbach kierowanych przez mężczyznę policja miała jeszcze przed eksplozją.

– Zajmowaliśmy się tą sprawą, ale mężczyzny nie było w stolicy i nie mogliśmy do niego dotrzeć – tłumaczy Karczyński.

Pytamy, co konkretnie zrobili policjanci, żeby dotrzeć do mężczyzny i zapobiec wtorkowej eksplozji? – W piątek będę miał dostęp do akt tej sprawy, wtedy będę mógł powiedzieć więcej – mówił wczoraj rzecznik.

Z naszych ustaleń wynika, że G. dostał wezwanie na policję na ten tydzień. Nie zdążył się już stawić na komendzie, bo we wtorek odwiedził byłą narzeczoną w mieszkaniu bloku w Al. Jerozolimskich. Tam partnerzy pokłócili się, wezwano policję. Gdy na miejsce przyjechali funkcjonariusze, doszło do wybuchu. Rannych zostało dwóch policjantów i zamachowiec.

W środę mężczyzna usłyszał cztery zarzuty karne, m.in. usiłowania zabójstwa, gróźb karalnych i posiadania materiałów wybuchowych. Prokuratura zapowiada, że sprawdzi, czy policjanci odpowiednio zachowali się w sprawie G.

– Zbadamy, od jak dawna miał on materiały wybuchowe i od kiedy wiedziała o tym policja – zapowiada Andrzej Janecki, szef prokuratury okręgowej.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane