Ostra statystyka urazów
Od poniedziałku wszystkie szpitale przyjmują pacjentów ze złamaną nogą czy ręką przez całą dobę. - Niektóre placówki już zawyżają liczbę chorych - wytykają władze województwa.
System się sprawdza. Pacjenci nie muszą już czekać wielu godzin na przyjęcie przez lekarza – ocenia Jacek Kozłowski, wojewoda mazowiecki. – Odetchnęły także szpitale. Żaden z nich nie był nadmiernie obciążony.
Władze województwa podsumowały wczoraj pierwszy dzień bez ostrych dyżurów urazowych w stolicy.
W poniedziałek najwięcej pacjentów miał szpital przy ul. Barskiej. Lekarze udzielili pomocy 43 osobom, które odesłali do domu. Najmniejszą popularnością cieszył się Międzyleski Szpital Specjalistyczny – tam opatrzono tylko pięciu chorych. Na Lindleya takich pacjentów było 37, na Solcu 12. W styczniu, podczas ostrych dyżurów, kiedy w gotowości były po dwie lecznice dziennie, do każdej zgłaszało się około 100 osób (np. 27 stycznia na Lindleya było aż 143 chorych).
W poniedziałek każda z lecznic przyjęła średnio trzy osoby na oddziały. Najwięcej łóżek zajęli pacjenci z Barskiej – aż 11, najmniej – z Lindleya: ani jednego.
We wszystkich dziesięciu placówkach lekarze zoperowali łącznie pięć osób – trzy na Barskiej, jedną w Szpitalu Praskim i jedną w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym. Wcześniej podczas dyżurów lecznice wykonywały nawet 20 takich zabiegów dziennie.
Było też mniej personelu. Wcześniej na dyżurach na Barskiej przyjmowało siedmiu ortopedów, w poniedziałek tylko dwóch. Podobnie z pielęgniarkami anestezjologicznymi. Zamiast czterech teraz na Barskiej w gotowości są dwie.
Wojewoda podkreśla jednak, że już pierwsze dni w nowym systemie wykazały pewne nieprawidłowości. – W szpitalu na Solcu i przy ul. Lindleya w izbach przyjęć brakowało właściwych oznaczeń. Chorzy z nagłymi urazami czekali razem z pacjentami, którzy mieli wcześniej umówione wizyty. Te grupy należy rozdzielić – tłumaczy Jacek Kozłowski.
Jacek Bierca, zastępca dyrektora w szpitalu na Solcu, twierdził wczoraj, że już udało się opanować sytuację. – Jest mniej pacjentów niż w poniedziałek. Wtedy wiele osób po weekendzie przyszło na kontrolne wizyty – ocenia.
Problemem jest także rzetelność raportów, które wszystkie urazówki muszą przesyłać codziennie do wojewody. Informują w nich o liczbie przyjętych pacjentów i wolnych łóżek.
– Nie wszystkie dane o liczbie pacjentów zgadzają się z tymi, które podaje pogotowie ratunkowe. Występują też błędy rachunkowe – podkreśla Jacek Kozłowski. – Na przykład szpital na Solcu zadeklarował przyjęcie 79 pacjentów. Po wyjaśnieniach przyznał, że były to osoby zapisane rano do przychodni, a pacjentów z nagłymi urazami było 13 – dodaje.
Z nowego systemu cieszą się pracownicy pogotowia. – Nie musimy jeździć na drugi koniec miasta i przebijać się przez korki. Zawozimy pacjenta do najbliższego szpitala, gdzie szybko dostaje pomoc – mówi dr Marek Niemirski z pogotowia ratunkowego.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.