Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pół tysiąca psów na bruk

Natalia Bet, Janina Blikowska 11-01-2011, ostatnia aktualizacja 12-01-2011 22:03

Przenieść, uśpić, wypuścić? Nie wiadomo, co zrobić z prawie 600 psami ze schroniska w Celestynowie. Właśnie zapadła decyzja, że placówka ma być zamknięta od 9 lutego.

- To jest chore. Najłatwiej pozbyć się zwierząt i mieć wszystko z głowy. A przecież to schronisko istnieje już 37 lat i przewinęły się przez nie tysiące bezdomnych psów – mówi Izabela Działak, która od ponad 21 lat kieruje placówką w Celestynowie.

Problemy podwarszawskiego przytuliska, w którym teraz mieszka 560 psów i 30 kotów, zaczęły się w zeszłym roku, kiedy Grzegorz Kurkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Otwocku, wydał decyzję o wykreśleniu placówki z rejestru schronisk dla zwierząt.

Tam nie ma warunków

– Ono nie spełnia wymogów takiej placówki – tłumaczy doktor Kurkowski. I wylicza grzechy Celestynowa: w kojcach nie ma utwardzonego podłoża; ogrodzenie jest zużyte, łata się je byle czym; nie wszystkie boksy i budy mają wybiegi; brakuje miejsc na kwarantannę nowo przyjętych zwierząt; pomieszczenia techniczne też są w kiepskim stanie. – To wszystko się zużyło, dlatego w tych warunkach Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, do którego należy schronisko, nie powinno go tu prowadzić – mówi Grzegorz Kurkowski.

Byliśmy wczoraj w Celestynowie. Akurat była pora karmienia zwierząt. Po ogrodzonym terenie biegały watahy psów. – Z wybiegu korzysta 300 psów – mówi dyrektor Działak.

Reszta była w boksach i kojcach. Zwierzęta podbiegały do każdego gościa. Obwąchiwały go, ale nie były agresywne. Wbiegały do pomieszczeń biurowych. – Znam każdego psa z imienia – chwali się szefowa schroniska. Przyznaje, że azyl był ostatni raz remontowany 21 lat temu.

– Niczego tu wtedy nie było. Postawiliśmy boksy, wyremontowaliśmy dom, bo się walił – wspomina Działak. – Wiemy, że potrzebny jest generalny remont, ale nie mamy pieniędzy. Decyzję powiatowego weterynarza Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (TOnZ), które jest właścicielem schroniska, zaskarżyło do wojewódzkich służb weterynaryjnych.

– Decyzja pierwszej instancji została utrzymana w mocy – tłumaczył nam wczoraj Paweł Dominik Meyer, zastępca mazowieckiego wojewódzkiego lekarza weterynarii.

Ostateczna decyzja?

Co to oznacza dla mieszkających w Celestynowie zwierząt? – Schronisko powinno być zamknięte, kiedy ta decyzja stanie się ostateczna, czyli 30 dni od jej doręczenia – tłumaczy Ivetta Biały, rzecznik wojewody.

Dodaje, że w ciągu miesiąca od otrzymania pisma TOnZ może zaskarżyć decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. – Ale złożenie takiej skargi nie wstrzymuje automatycznie wykonania decyzji. Chyba że sąd wyraźnie zadecyduje inaczej – tłumaczy rzeczniczka wojewody mazowieckiego.

Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami pismo od mazowieckiego lekarza weterynarii odebrało dwa dni temu, a to oznacza, że do 9 lutego powinno zamknąć Celestynów. Czy tak zrobi? – Zamierzamy odwołać się od decyzji mazowieckiego lekarza weterynarii. Już ta z pierwszej instancji ma wadę prawną. Służby weterynaryjne zapomniały, że w schronisku są żywe zwierzęta. Nie można zamknąć schroniska, gdy tam mieszkają psy – uważa Eugeniusz Ragiel, prezes TOnZ. I dodaje, że stowarzyszenie będzie domagać się w sądzie nie tylko wstrzymania wykonania decyzji o zamknięciu, ale również jej unieważnienia.

A co, jeśli sąd utrzyma w mocy decyzje służb weterynaryjnych? Czy zwierzęta zostaną uśpione? Polskie przepisy mówią, że uśmiercane mogą być jedynie zwierzęta nadmiernie agresywne, które stanowią zagrożenie. I to pod warunkiem, że wyrazi na to zgodę lekarz weterynarii. Nie ma też szans na ich przeniesienie do innych mazowieckich schronisk.

– Nie możemy przyjąć tych zwierząt, bo sami nie mamy miejsca na psy z terenu Warszawy – tłumaczy Wanda Dejnarowicz, szefowa Schroniska na Paluchu. Dodaje, że ich przytulisko jest przepełnione. Podobnie jest też w placówce w Józefowie koło Legionowa.

Kto pomoże?

– Obowiązek opieki nad zwierzętami należy do urzędu gminy, na terenie której znajduje się schronisko – tłumaczy Paweł Dominik Meyer.

Tymczasem urząd w Celestynowie, na którym spoczywa obowiązek zajęcia się psami, umywa ręce. – Opieka nad zwierzętami nie należy do nas. Schroniskiem powinien zająć się organ prowadzący schronisko, czyli TOnZ – uważa Paweł Mucha z urzędu gminy.

Problem schroniska znają urzędnicy z pobliskiego Otwocka, skąd także trafiają psy do przytuliska.

– Sytuacja jest tragiczna. To jedyna, oprócz warszawskiego Palucha, placówka w naszej najbliższej okolicy – przyznaje Monika Woźniak, rzecznik Otwocka. Dodaje, że urząd wie, iż sprawa jest poważna. Dlatego chce pomóc schronisku. Jak?

– Jeszcze nie wiemy. Musimy się dokładnie zastanowić – mówi Monika Woźniak.

TOnZ zdaje sobie sprawę z tego, że schronisko w Celestynowie wymaga generalnych zmian, ale jak mówi prezes Ragiel, to wymaga czasu i pieniędzy. – W zeszłym roku uregulowaliśmy dopiero stan prawny nieruchomości – tłumaczy. – Sytuacji nie da się naprawić za pomocą czarodziejskiej różdżki, nie mamy jej. Ale mamy obiecaną pomoc od stowarzyszeń niemieckich i angielskich, wcześniej musimy zmniejszyć liczbę zwierząt w schronisku do 150. W ubiegłym roku z Celestynowa do adopcji oddano 140 zwierząt, a w tym – siedem. Część psów trafiła za granicę, m.in. do Niemiec.

Anna Szwabczyńska z fundacji Viva dla Zwierząt przyznaje, że w schronisku w Celestynowie potrzebna była interwencja. Ale bardziej jako pomoc, a nie decyzja o jego zamknięciu.

– Jeśli nie znajdzie się nowe miejsce, gdzie można te zwierzęta przenieść, to ich los stoi pod wielkim znakiem zapytania – przyznaje Szwabczyńska. – Liczę, że jak zawsze znajdą się ludzie, którzy nam pomogą – mówi Izabela Działak.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane