Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kierowcy ratusza tytanami pracy

szyp, mm 03-11-2009, ostatnia aktualizacja 04-11-2009 00:18

Nawet 300 godzin w miesiącu pracują niektórzy kierowcy obsługujący biura miejskie. W grudniu 2008 r. ich nadgodziny kosztowały dwa razy więcej niż w grudniu 2006 r.

Dziewięć z 39 biur ratusza ma przydzielone służbowe auta. Są to biura: Informatyki, Geodezji, Gospodarki Nieruchomościami, konserwatora zabytków, koordynatora ds. remontów, Administracji, Sportu i Architektury oraz Gabinet Prezydenta. Pracownicy pozostałych biur mają do dyspozycji samochody z tzw. kolumny, z której w razie potrzeby zamawiają auta.

Za uprzywilejowaniem wybranych biur idą nierówności wśród kierowców. A ściślej rzecz biorąc, między ich zarobkami. – Kierowca, który ma swojego „pana“ (dyrektora biura – przyp. red.) zarabia nawet dwa razy więcej niż jego kolega jeżdżący w kolumnie – narzeka nasz informator. – Czasem nawet po 8 tys. miesięcznie.

Dochodzi do tego, że niektórzy z nich pracują ponad 300 godzin w miesiącu. Nie licząc weekendów, w tygodniu wychodzi pięć dni po 15 godzin dziennie. Zgodnie z prawem kierowcy mogą prowadzić pojazd maksymalnie przez 9 godzin na dobę, (dwa razy w tygodniu wolno przedłużyć prowadzenie pojazdu o godzinę). Muszą też mieć 11-godzinną przerwę i nie mogą pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo (60 tylko w szczególnych przypadkach).

Dłuższy czas pracy radykalnie zwiększa liczbę nadgodzin, a co za tym idzie – koszty. Udało nam się dotrzeć do wyliczeń, wg których koszty nadgodzin w ciągu dwóch lat wzrosły prawie dwukrotnie: z ok. 17 tys. zł (grudzień 2006 r.) do ponad 32 tys. zł (grudzień 2008) miesięcznie. Ratusz nie potwierdza tych danych.

– Oprócz natychmiastowej kontroli wewnętrznej oraz zewnętrznej (Państwowa Inspekcja Pracy, Urząd Skarbowy, pełnomocnik rządu ds. korupcji)pani prezydent powinna wdrożyć szczegółowe procedury egzekwowania obowiązujących przepisów. To może zapobiec dalszemu kontynuowaniu złych praktyk w ratuszu – uważa Anna Urbańska, prezes Transparency International Polska.

Rozmowy ŻW:

"Po zabraniu aut dyrektorom biur koszty radykalnie spadły"

Katarzyna Biernacka pracowała w obsłudze transportowej w urzędzie miasta:

Co uważa pani za swoje największe osiągnięcie podczas pracy w ratuszu?

Katarzyna Biernacka: Reformę korzystania z aut służbowych. Po tym, jak wprowadziliśmy system GPS, monitorowanie tras i odebraliśmy samochody wszystkim dyrektorom biur, koszty obsługi spadły o kilkadziesiąt tysięcy zł miesięcznie. Kierowcy już nie pracowali fikcyjnie na kartach drogowych po kilkanaście godzin dziennie, tylko po osiem. Wcześniej zdarzali się rekordziści, którzy mieli więcej niż 200 nadgodzin w miesiącu. Dzwoniły do nas inne miasta, ministerstwa i prosiły o szczegóły rozwiązań, jakie wpro- wadziliśmy w Warszawie. Po tym, jak do ratusza przyszła nowa ekipa PO, system znów został rozbity i dyrektorzy mają swoich prywatnych szoferów. Szary pracownik (urzędnik) musi czekać w kolejce na auto z kolumny lub jechać z pakami dokumentów komunikacją miejską.

A inne nieprawidłowości?

Podam przykład z czasów, gdy pracowałam w ratuszu. W umowie ryczałtu na prywatny samochód jest zapis zakazujący korzystania z kolumny transportowej. Dyrektor Gabinetu Prezydenta – Jarosław Jóźwiak – zawsze miał górny limit 700 km. Mimo to w okresie, gdy jeszcze pracowałam, wielokrotnie korzystał z samochodów służbowych. Takie przykłady można mnożyć.

Pani nie pracuje już w ratuszu.

Jeszcze za czasów pana Marcinkiewicza wystąpiłam z wnioskiem o użycie samochodu służbowego do celów prywatnych. Na wszystko dostałam odpowiednie zgody i oczywiście zapłaciłam. Sprawę opisała „Rzeczpospolita“ i stała się głośna. Mimo że wszystko było w porządku, zaczęłam mieć nieprzyjemności. Np. dostałam naganę za to, że nagrałam rozmowę, w której mój ówczesny dyrektor mówi wprost: Nie mam zastrzeżeń do pani pracy, ale są naciski z Gabinetu Prezydenta, by panią zwolnić. Po tym, gdy poszłam do sądu pracy, zawarliśmy ugodę i naganę wycofano.

"Jednostkowe złamanie regulaminu to nie patologia"

Tomasz Andryszczyk rzecznik prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz:

Dlaczego dochodziło do sytuacji, że kierowcy miejscy pracowali nawet po 300 godzin w miesiącu?

Tomasz Andryszczyk: To były sporadyczne przypadki wynikające z charakteru tej pracy. Kwoty wypłacane kierowcom tytułem godzin nadliczbowych pozostają na stabilnym poziomie od czasów modyfikacji systemu korzystania z samochodów służbowych.

Jak to się dzieje, że niektórym biurom zostaje przyznane służbowe auto, a innym nie?

W szczególnie uzasadnionych przypadkach niektórym biurom przydzielane są, zwykle na czas określony, samochody z kierowcą. Ma to swoje ekonomiczne uzasadnienie.

Dlaczego ten system jest tak nieprzejrzysty? System jest przejrzysty. Jednostkowe złamanie regulaminu to nie dowód na patologię systemu, tylko odstępstwo od reguły.

Opisujemy kilka przypadków rażących nadużyć.

To są wciąż przypadki pojedyncze stanowiące bardzo niewielki odsetek codziennych podróży służbowych urzędników miejskich.

Eksperci Transparency International sugerują, że patologie, które opisaliśmy, wymagają odsunięcia winnych od pracy na kierowniczych stanowiskach.

Zarówno polska konstytucja, jak i zdrowy rozsądek każą kierować się zasadą proporcjonalności. Sankcja musi być adekwatna do występku. Karanie za złamanie regulaminu korzystania z samochodów służbowych wyrzuceniem z pracy czy odebraniem stanowiska byłoby złamaniem tej zasady.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane