Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kibole dymią dzieciom

Piotr Szymaniak 04-10-2011, ostatnia aktualizacja 05-10-2011 18:45

Petardy, wyzwiska pod adresem piłkarzy, obrzucone szatnie i przerwany mecz. Tak wyglądało spotkanie zawodników Legii i Polonii z rocznika 2002. Działacze alarmują: kibole wyżywają się na rozgrywkach dzieci.

Czy tak teraz mają wyglądać mecze dzieci? Na zdjęciu kibole Legii podczas  spotkania swojej drużyny  z Milanem  Milanówek
źródło: Fotorzepa
Czy tak teraz mają wyglądać mecze dzieci? Na zdjęciu kibole Legii podczas spotkania swojej drużyny z Milanem Milanówek

Niedzielne przedpołudnie. Na boisku UWKS Legii  przy ul. Czumy na Bemowie młodzi piłkarze podejmowali swoich rówieśników z Polonii. Mecze derbowe, jak zawsze, wywołują większe emocje. Tym razem o dostarczenie adrenaliny postanowiła zadbać grupa kilkudziesięciu (od 60 do 100 osób)  szalikowców Legii Warszawa.

Od początku meczu stojący wzdłuż linii autowej kibole, popijając piwko, inicjowali wulgarne okrzyki i wyzywali dziewięciolatków z Polonii.

Interweniowała policja

–  Krzyczeli do maluchów, że są „downami" oraz że „rodzice ich nie kochają, bo zapisali ich do Polonii". Później zaczęli rzucać za bramkę petardy. Po odpaleniu kolejnej sędzia przerwał na chwilę mecz. Poprosił trenera Legii o wpłynięcie na kibiców – mówi kierownik drużyny „Czarnych koszul".

Do podchmielonych kibiców nie trafiały żadne argumenty i wkrótce odpalili jeszcze race świetlne. Wówczas arbiter zdecydował o zakończeniu meczu przed czasem. – To jeszcze bardziej rozwścieczyło kiboli, którzy obrzucili, czym popadnie, szatnie, do których weszli poloniści. W końcu przyjechała policja – dodaje.

– Podczas spotkania funkcjonariusze wezwani byli dwukrotnie – potwierdza Anna Kędzierzawska ze stołecznej policji. – Pierwsze zgłoszenie dotyczyło spożywania alkoholu przez kibiców, co skończyło się wylegitymowaniem dwóch osób. Później dostaliśmy informację o odpaleniu rac – dodaje.

Kiedy policjanci dotarli na miejsce, żadnego z chuliganów już nie było. – Będziemy współpracować z organizatorem w celu ustalenia ewentualnych sprawców – dodaje policjantka.

Niestety, na stadionie nie ma monitoringu.

Trenerzy i rodzice zawodników Polonii są w szoku.

– Chłopcy pierwszy raz doświadczyli takiej sytuacji. Dwóch z nich się popłakało, reszta była wystraszona – przyznaje Bartłomiej Gołaszewski, trener młodych polonistów.

– To jakaś paranoja. Nie mieści mi się to w głowie – mówi Zbigniew Gołębiewski, dyrektor UWKS Legia Bemowo, który na meczu nie był.

Ale przyznaje, że choć na terenie klubu obowiązuje zakaz spożywania alkoholu, to nie ma nikogo, kto mógłby go egzekwować. Podczas meczów dzieci nie ma też obowiązku wynajęcia ochrony. Czy po niedzielnym incydencie zmienią się zasady organizowania rozgrywek Legii Bemowo? – Nie wiem, trudno mi na gorąco podejmować decyzje. Na pewno zrobimy wszystko, by do takich  sytuacji nie dochodziło w przyszłości – dodaje Gołębiewski.

Na meczu nie było także Wojciecha Wiśniewskiego ze Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. – Wiem, że rodzice próbowali zorganizować doping, a jak to się skończyło, wszyscy widzimy. W ten sposób robi się krzywdę dzieciom z jednej i drugiej drużyny – ocenia Wiśniewski.

To samo stowarzyszenie wraz z grupą fanów Legii UZaLeżnieni prowadzi akcję nazwaną „Zaszczep dziecku fanatyzm" polegającą na rozdawaniu pod szkołami vlepek i planów lekcji z logo klubu.

– To słowo ma różne odcienie. Chcemy propagować pozytywny fanatyzm. Bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto ogląda każdy mecz swojej drużyny, kiedy większość ligowych spotkań jest na tak marnym poziomie, że normalny człowiek by dawno machnął na to ręką? – broni się Wiśniewski.

Trampkarze z ochroną?

Tymczasem Mazowiecki Związek Piłki Nożnej alarmuje, że na meczach dzieci coraz częściej zakłócany jest porządek.

– Ostatnia ligowa kolejka upłynęła bez ani jednego incydentu. Stadiony są monitorowane, na meczach obecna jest policja. Zamiast tego kibole wspierani przez rodziców zaczynają wyżywać się na meczach dzieci i młodzieży. Wczorajsze zdarzenia to potwierdzają – mówi Mirosław Starczewski, wiceprezes ds. bezpieczeństwa MZPN. I wylicza. Rok temu na Agrykoli bójka rodziców. W tym roku wezwana policja na mecz w Ciechanowie, gdzie rodzice wyzywali sędziów. Dwa tygodnie temu na Ursynowie znów bójka rodziców. – Jestem przerażony. To zjawisko zaczyna być coraz szersze – przyznaje działacz.

Jeszcze nie wiadomo, jakie sankcje spotkają organizatora meczu. Sprawą zajmą się działacze. Na walkowerze się nie skończy (mecz został przerwany przy wyniku 7:5 dla Legii).

Działacze MZPN przyznają, że na razie nie mają pomysłu, jak przeciwdziałać takim zdarzeniom. – Mecze dzieci powinny być piknikami, świętem sportu, zdrowej rywalizacji. Jeśli dojdzie do tego, że na spotkania trampkarzy będzie trzeba załatwiać ochronę i stawiać kordony policji, to coś jest nie tak – oburza się Starczewski.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane